wtorek, 24 czerwca 2014

Zapraszam!

Zapraszam was na bloga, którego będę prowadzić wraz z Szanell Torres ♥
http://fight-for-this-love-raura.blogspot.com/

poniedziałek, 12 maja 2014

Epilog

Okazało się, że jestem w ciąży. Po ośmiu miesiącach urodziłam prześliczną córeczkę Kate, która szybko podbiła serca naszej rodziny. Miała w sobie coś po mnie i po Austinie. Pół na pół. Przypadły jej jeszcze śliczne piegi po mojej zmarłej mamie.
Cassidy przestała już wierzyć, że jej się uda, gdy nagle Dustin znalazł dawce. Po kilku tygodniach blondynka wyszła ze szpitala, a teraz nadal próbuje wrócić do pełni życia i zdrowia.
Cynthia okazała się podłą żmiją. Megan miała rację - ruda małpa zdradzała naszego ojca. Przeprosił nas, a my wybaczyłyśmy mu. Przecież to nasz ojciec, prawda?
A Megan i Nelson? Są przeszczęśliwi z myślą, że są rodzeństwem.
Dustin oświadczył się Cassidy, a ona z wielką radością rzuciła mu się w ramiona. Ślub odbył się niedawno, a w drodze na świat jest kolejna mała istotka.
A co z Trish i Dezem? Nie są już parą, ku naszemu smutkowi, ale rudzielec i szatynka nadal się ze sobą przyjaźnią i utrzymują ze sobą kontakt. Nadal jesteśmy taką paczką najlepszych przyjaciół.

Teraz właśnie siedzieliśmy z Austinem na werandzie naszego domu. Blondyn siedział na bujanym krześle, ja na jego kolanach, a mała Kate w wózku obok nas. Zachodziło słońce, a ostatnie promienia tego dnia błysnęły nam w oczy i zniknęły, by znów jutro nas powitać.
Wtuliłam się z całych sił w mojego chłopaka. W mojej głowie pojawiła się przykra myśl, że Austy może mnie kiedyś zostawić. Zostawić mnie samą z Kate, ale wierzyłam, że tego nie zrobi. Przecież to Austin. Mój kochany, przesłodki Austin, który poprosił mnie, abym wstała.
- Allyson. Wiem, że to tak strasznie nieoficjalnie. Kocham cię całym moim sercem, tak samo jak naszą córeczkę i nie wyobrażam sobie życia bez was. Kocham was o poranku, wieczorem i w południe, kiedy szykujesz się do kolejnego dnia na studiach. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Przez dłuższy czas nie umiałam wydusić ani słowa. Stałam jak jakaś upośledzona, z szeroko otwartymi ustami, a ręce mi zadrżały.
- Tak! - krzyknęłam z wielką radością i rzuciłam się blondynowi na szyję.
Po chwili obdarowywaliśmy się pocałunkami, które były tylko małą cząstką naszej wspólnej wieczności.

*****************************************

Witam was.
Nie chciałam tego kończyć tak wcześnie, ale nie miałam wyboru. Zawodziłam nie tylko was, ale i siebie. Nie przybywało mi żadnych pomysłów na nowy rozdział.
Jest mi naprawdę przykro. To jest mój pierwszy blog i gdyby nie on, nigdy nie zrozumiałabym, że kocham pisać. Dziękuję za ponad 23 tysiące wejść i mnóstwo motywujących komentarzy.
Mam tylko małą prośbę.
Wszyscy, którzy czytali kiedykolwiek tego bloga i przeczytali te zakończenie, niech napiszą jakikolwiek krótki komentarzyk. Chcę sprawdzić, ile miałam wspaniałych czytelników.
Ze łzami w oczach żegnam was, ale zapraszam na pozostałe blogi.

www.rauraandr5-myhistory.blogspot.com
www.raura-r5-my-story.blogspot.com

To tam będą się pojawiać rozdziały.
Pozdrawiam was i całuję :) xx






poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 28

- Ale... ale jak to możliwe? Dustin wie? - zadawałam przyjaciółce kolejne pytania.
- Nie wiem - rozpłakała się jeszcze bardziej - Dustin nie wie. Był ze mną, ale skłamałam, że nic mi nie jest. I tak będę musiała w końcu powiedzieć mu prawdę.
Przytuliłam ją z całej siły.
- Cass, już dobrze. Cii - próbowałam ją uspokoić.
- Nic nie jest dobrze! - gwałtownie wstała, zrzucając moją rękę - niedługo umrę, bo zapewne nie znajdzie się dawca! I to wtedy, kiedy wszystko w końcu zaczęło się jakoś układać.
- Cassidy, spokojnie - Austy posadził ją na kanapie - na pewno znajdziemy dawcę. Musisz być silna. Dasz radę. Wierzymy w ciebie. Musisz walczyć i nie możesz się tak po prostu poddać.
Wytarła po raz kolejny twarz chusteczką i pokiwała głową.
- Może i masz rację. Mogę zostać sama? - spytała kulturalnie.
Zgodziliśmy się. Nie było żadnego sensu męczyć ją rozmową. Najważniejsze jest, aby ułożyła to sobie w głowie. Złapałam Austina za rękę. Splątał nasze palce, a ja położyłam mu głowę na ramieniu.
- Kto by uwierzył? - spytał mnie retorycznie - wszystko było okej. Cass była zdrowa, żadnych objawów.
Wzruszyłam ramionami.
- Życie jest nieprzewidywalne. Mam nadzieję, że mamy dość siły, aby jej pomóc.
- Chyba niedługo położą ją do szpitala. Stan będzie się jej pogarszać. Nie rozumiem. Najpierw rodzice, teraz ona. Ja chyba naprawdę mam pieprzonego pecha.
Przytuliłam go. Weszliśmy do naszego pokoju. Blondyn położył się, a ja usiadłam obok niego. We wnętrzu jego dłoni kręciłam palcem kółka, aby go uspokoić. Nawet nie zauważyłam, gdy zasnął. Nakryłam go kocem, pocałowałam go w policzek i ułożyłam koło niego.
- Kocham cię, Austy.

~*~

Cassidy po kilku godzinach wyglądała jak nowo narodzona. Widać było, że mocno się starała, aby z jej twarzy zniknęły wszystkie oznaki słabości. Teraz stała w kuchni i robiła kolację, na której miał pojawić się również Dustin.
- Co będzie? - spytałam, dotykając lekko jej ramienia.
Odwróciła się i posłała mi słaby uśmiech.
- Spaghetti.
Znów zaczęła mieszać jedzenie w garnku.
- Naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Nie będę się bawiła w psychologa i mówiła teksty typu "wiem, co czujesz", bo tak naprawdę nie wiem. Ale chcę ci jakoś pomóc.
Przyjaciółka odłożyła łyżkę, zmniejszyła gaz i przytuliła mnie mocno.
- Wystarczy, że wszyscy będziecie koło mnie.
- Na pewno kogoś znajdziemy. Wyzdrowiejesz, zobaczysz. Trochę wiary.
Pogłaskała mnie po włosach jak troskliwa starsza siostra.
- Nadzieja matką głupich - wyszeptała.
Pokręciłam przecząco głową i odsunęłam się od niej lekko.
- Cassidy, masz pokręcony punkt widzenia. Trzeba wierzyć. Nie będziesz walczyła? Dla mnie, Austina? Nelsona? Dustina?
- Będę, ale jestem realistką, Ally. A nadzieja prowadzi do głupoty.
Westchnęłam.
- Stań się optymistką. Realiści są przereklamowani.
Zaśmiała się.
- Postaram się, okej? Ale niczego nie obiecuję.
Pokiwałam głową.
- Pomóc ci jakoś?
- A co z Austinem? Dziećmi?
- Austin śpi, a Megan z Nelsonem bawią się w jego pokoju.
- Możesz rozłożyć talerze i sztućce.
Starałam się cały czas poprawić jej humor. Żartowałyśmy, rozmawiałyśmy o wszystkim, ale pomijałyśmy temat choroby. Wiedziałam, że powrót do negatywnych myśli niczego nie uratuje ani w niczym nie pomoże.
Po kilkunastu minutach zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Idź otwórz, Ally. Ja ponakładam jedzenie.
Poszłam. Otworzyłam drzwi, a za nimi stał Elliott.
- Czego tu chcesz? - warknęłam - pocieszenia? pomocy? dla złodziei nie pomagamy.
- Chciałem cię tylko przeprosić. Jest jakaś szansa, że mi kiedykolwiek wybaczysz?
Zazgrzytałam zębami.
- Myślisz, że jedno przepraszam wszystko załatwi? Że znowu będzie fajnie? Zraniłeś nie tylko mnie, ale też mnóstwo innych osób! Okradałeś je! Wyjdź stąd!
Zaczęłam go popychać, ale stał niewzruszony.
- Ile razy mam powtarzać te słowa?
- Słowa są gówno warte, wiesz? One nic nie naprawią.
Zobaczyłam z daleka idącego Dustina.
- Idź stąd.
- Nie.
- Dustin! Chodź tu szybciej!
Chłopak przyspieszył.
- Możesz mu coś powiedzieć? Nie chce stąd iść.
- Koleś, może się ruszysz. Ally nie chce z tobą rozmawiać.
- Bo co mi zrobisz?
Boże. Boże. Boże. Dustin jest niecierpliwy i szybko traci panowanie nad sobą. Przyłożył dla Elliotta, który mu oddał. Chłopcy bili się pod drzwiami Moonów, a ja nic nie potrafiłam zrobić.
- Cassidy, pomóż!
Przyjaciółka przybiegła po chwili. Zaczęłyśmy ich rozdzielać.
- Wyjdź stąd, śmieciu - warknął Dustin.
- Kotku, spokojnie - Cass złapała go za twarz i pocałowała w usta, aby się uspokoił - już wszystko dobrze. Chodź, zrobiłam kolację. Allyson, idź zawołaj Austina.

~*~

Siedzieliśmy. Zła atmosfera minęła, a my dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie. Jadłam bardzo dużo, co zdziwiło nie tylko mnie, ale i resztę.
- Ally, wszystko w porządku? Jesz, jakbyś nic nie jadła od wieków - Austy objął mnie ramieniem.
- Nie wiem, co się dzieje - jęknęłam.
Nagle poczułam mdłości i uciekłam z kuchni, biegnąc w stronę toalety. Zwymiotowałam, a blondyn stał i podtrzymywał moje włosy.
- Nie chcę, byś na to patrzył.
- Pamiętaj, będę przy tobie w zdrowiu i chorobie.
Umyłam twarz.
- Kocham cię - cmoknął mnie w usta.
- Ja ciebie też. I to sto razy mocniej!

**********************

Mogę się zadźgać? Brak jakiejkolwiek weny. Nie wiem, kiedy kolejny :< Nie umiem nic wymyślić i piszę o głupotach.


niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział XXVII

Już od kilku dni siedzimy na głowie Moonów. Cassidy i Austin mają już dość moich narzekań, czy im nie przeszkadzamy. Kazali mi się po prostu zamknąć i siedzieć na czterech literach, ile będzie mi się podobało.
Ojciec nie odezwał się do nas ani razu. Najwidoczniej trzyma do nas urazę, że nie zaakceptowaliśmy jego 'żony idealnej'. A Cynthia? Ta kobieta ma wprawę. Najpierw wykurzyła nas z domu i otumaniła tatę, groziła mi szkołą z internatem, a teraz, gdy ją śledzimy nie mamy na nią żadnych dowodów. Albo faktycznie jest niewinna, albo stara się taką udawać. I kieruję się do drugiego podpunktu, bo gdyby była niewinna i idealna, to by nie próbowała ukraść pieniędzy. Raz nawet tutaj przyszła i domagała się jej zwrotu. No chyba śni!
To są pieniądze przeznaczone dla mnie i Megan od mamy i dawnego taty.
Codziennie rozmawiam z Cassidy, która już nie pracuje w Sonic Boomie. Powiedziała, że nie będzie pracować u osoby, która mnie zraniła. Rozmawiamy o wszystkim, co chcemy. Okazało się, że Cass chodzi z Dustinem, którego poznała w kawiarni. Chłopak był po zawodach miłosnych. Był w tej samej kawiarni, czekając na dziewczynę z kwiatami i czekoladkami, ale ona go wystawiła. Moon chciała go pocieszyć i zaprosiła na kawę. Dał jej róże i słodycze, a potem poznawali się co raz lepiej. Mają wiele wspólnych zainteresowań. Razem uważamy, że to strasznie romantyczne. Teraz tylko pytanie - kiedy ślub?
A ja i Austin? On jest naprawdę kochany, w co nigdy nie wątpiłam, ale no cóż... Zaprosił mnie na pierwszą oficjalną randkę. Blondyn wynajął łódkę i popłynęliśmy w rejs po morzu. Zjedliśmy tam kolację, a późnym wieczorem, trzymając się za ręce, szliśmy po rozgrzanym piasku po plaży. Układa nam się doskonale, a wszyscy dookoła sądzą, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
Trish chodzi z Dezem. Nic dziwnego, iskry między nimi można było już zauważyć od początku. Ich związek jest trochę... dziwny i nienormalny (bo oboje uwielbiają Zalienów i z różnych innych powodów), ale ogromnie się cieszę ze szczęścia moich przyjaciół.
Dru nadal spotyka się z Ryanem i wydaje się, że przy nim promienieje. Kolejna zaleta.
Ale wiadomo, że szczęście nie może trwać wiecznie. Zawsze coś musi się rozwalić.

Siedzieliśmy w piątek przy stole, czekając na robione przez Cassidy śniadanie. Dziewczyna zaprosiła Dustina, więc my też mogliśmy go lepiej poznać. Chłopak był miły i szarmancki oraz inteligentny, ale miejscami wredny i złośliwy. Ciekawe, co? Miły i wredny.
- Gotowe! - blondynka podała nam na talerzach jajecznicę, do szklanek nalała soku, a sama usiadła na kolanach swojego chłopaka i wpatrywała się w nas. Austin trzymał moją rękę pod stołem, a Megan rozmawiała półszeptem z Nelsonem.
- No więc. Czym się zajmujesz, Dustin? - spytał Austin.
Zauważyliście, jakie mieli podobne imiona? Obojgu to się spodobało i pomogło jeszcze bardziej zakolegować. Nigdy nie zrozumiem facetów.
- Uwielbiam sport, a pracuję na pół etatu w sklepie właśnie ze sprzętem sportowym. I w weekendy chodzę na studia medyczne.
Pokiwałam głową z uznaniem.
- No nieźle - uśmiechnęłam się - widać Cassidy, że trafił ci się ideał.
Blondynka wybuchnęła śmiechem.
- Mój ideał - pocałowała chłopaka prosto w usta - i cieszę się, że zaproponowałam mu tą kawę. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez niego.
- Cass, daj spokój - zaśmiał się Austin - jakbyście byli sobie przeznaczeni, to bylibyście razem tak czy siak.
Dziewczyna zrobiła zabawną minę, na co zachichotałam.
- Być może - powiedziała - ale to byłoby za kilkadziesiąt lat.
Blondyn pokręcił niedowierzająco głową.
- Idziemy do szkoły. Do zobaczenia później - rzekłam, cmoknęłam przyjaciółkę w policzek i wyszłam ramię w ramię z Austinem z domu.
Przed nim stał już wóz Dez'a, a obok niego stał właściciel i jego dziewczyna.
- Heej! - zaćwierkałam i przytuliłam mocno Trish - tak dawno was nie widziałam - objęłam rudego.
Mój chłopak przybił z Perado żółwika.
- Trochę to trwało, ale już jesteśmy wszyscy razem. Opowiadaj, co tam u was? - szatynka pociągnęła mnie za ramię.
- U nas? Chyba u was jest trochę bardziej ciekawie - uśmiechnęłam się łobuzersko.
Dziewczyna spaliła buraka.
- U nas? Ciekawiej? - spytała nienaturalnie wysokim głosem - chyba żartujesz.
Pokręciłam przecząco głową i patrzyłam wyczekująco na przyjaciółkę.
- No co? - podniosła ręce w geście obrony - w ciąży nie jestem, prawda?
Zachichotałam. Zapowiadał się wspaniały dzień.

~*~

W szkole już nie było tak kolorowo. Nauczycielka z biologii zrobiła nam kartkówkę, do której byłam kompletnie nieprzygotowana. Jessica znów pokazywała swoje pazurki i próbowała nam za wszelką cenę dopiec. A do tego pokazała się Angela, więc nie byłam pewna, czy Austin przypadkiem nie wpadnie w jej sidła.
Siedziałam sobie na czwartej lekcji, ze znużeniem wpatrując się w tablicę, na której matematyczka zapisywała skomplikowane, według niej, wzory, które ja miałam opanowane już w paluszku. Austin wydawał się być nieobecny, więc go nie nęciłam rozmową. Ale napisać na karteczce można.
Wyrwałam nieduży kawałek z zeszytu i napisałam nieczytelnie "Co się stało?"
Gdy podawałam mu ją, spojrzał na mnie i uśmiechnął się słabo.
A potem zaczął pisać.
"Nic, po prostu wspomnienia. To wszystko... Po prostu. Angela prawie zniszczyła naszą przyjaźń, wszystko, co nas łączyło. A teraz mnie męczy, bo chce, abym cię zostawił i wrócił do niej. Od rana pisze SMS-y i nie daje mi spokoju".
Westchnęłam. Myślałam, że da sobie spokój z moim chłopakiem.
- A co tu się dzieje? - usłyszałam nad swoją głową ponury głos profesor Smith - mogę to skonfiskować?
Wskazała na karteczkę.
- Nie - odpowiedział krótko Austin i schował ją do kieszeni - już nie będziemy. Obiecujemy.
Kobieta odeszła pod tablicę, wysyłając nam co chwilę ostrzegawcze spojrzenia.
A gdy zadzwonił dzwonek, pochowałam szybko książki do torby jak popadnie i wściekła wyszłam z sali. Szukałam Angeli. Jak ona śmie? Myślałam, że się poprawi i w końcu da nam spokój. Ale najwidoczniej należała ona do osób, które nigdy się nie zmieniają. Zupełnie jak Jessica. Niby wszystko ostatnio było w porządku, a teraz znów nam dokucza.
Znalazłam ją przy szafce.
- Ty - warknęłam do niej - co ty sobie wyobrażasz?!
- Co ty ode mnie chcesz, co? Jesteś jakąś wariatką czy co? Co ci znowu zrobiłam?
Prychnęłam.
- Już ty dobrze wiesz co. Już nie dość szkody wyrządziłaś? Musisz dalej próbować zabrać mi Austina?
Nawet się nie obejrzałam, a koło mnie stali Moon, De La Rosa i Perado. Ten pierwszy położył mi rękę na ramieniu.
- Ale o co ci chodzi? - próbowała wyglądać niewinnie, ale już dość znałam jej sztuczki.
- O to, że chcesz za wszelką cenę mnie skrzywdzić. O to, że chcesz odebrać mi Austina. To nie wystarczy? - mój głos brzmiał jak ostra brzytwa.
- Ally, daj spokój - Austy próbował mnie uspokoić - chodź. Jeśli mi ufasz, to zostaw ją.
Złagodniałam.
- Ufam ci. Nie ufam jej.
- Chodź. Daj spokój, już i tak do niej nie wrócę.
Po chwili westchnęłam zrezygnowana i odeszłam z moimi przyjaciółmi w stronę stołówki.

~*~

Dez odwiózł nas też do domu. Pożegnaliśmy się z nim i Trish i weszliśmy do środka.
Tam na kanapie siedziała zapłakana Cassidy.
- O Boże, Cass, co się stało? - podbiegłam czym prędzej do przyjaciółki.
Przytuliłam ją, a ona ufnie położyła mi głowę na ramieniu.
- Czy to Dustin? Spiorę mu tyłek - Austin starał się brzmieć jak idealny brat.
- Nnnniee, to nnie on - wydukała przez płacz - byłam dziś z nim u lekarza... iiii...
- Jesteś w ciąży, tak? O to chodzi? - próbował zgadywać Austy.
- Nnnie... Mam białaczkę...

**************************************

Hejka wszystkim moim czytelnikom! ♥
Co tam u was? U mnie dobrze! Humorek się poprawił, ale jutro do szkoły :C
Jak się podoba rozdział? Liczę, że będziecie komentować ;)
Następny już niedługo ♥




wtorek, 25 marca 2014

Rozdział XXVI

Obudziły mnie promienie słońca i lekkie mrowienie na policzku. Otworzyłam leniwie oczy i zobaczyłam nad sobą roześmianego Austina, który patrzył prosto na mnie. Włosy miał ułożone w nieładzie, pewnie niedawno wstał. Przeciągnęłam się i mruknęłam.
- Takie ranki to ja mogę mieć zawsze - wymamrotałam.
Wybuchnął śmiechem.
- Może niedługo.
Momentalnie ożyłam. Czyżby mówił o ślubie? Nie, na pewno nie. Na to jest za wcześnie. Przecież on jest odpowiedzialny.
Przeturlałam się na brzuch i prawie spadłam z łóżka, kiedy chłopak mnie przytrzymał.
- Dzięki. Co na śniadanie?
Zbiłam go z pantykału.
- No co? - spytałam go wesoło - budzisz mnie to może i zrobisz śniadanie, co?
Pokręcił przecząco głową.
- Nie potrafię.
Prychnęłam.
- Jasne. Robisz najlepsze naleśniki jakie jadłam. Kłamca mój kochany - cmoknęłam go w usta.
Zrobił brewki.
- Ale twój - dopowiedział i znów mnie pocałował.
- Koniec tych czułości. Jestem głodna. Chcę śniadanie!
- Chodź, zrobimy je razem.
Odpłaciłam mu się szerokim uśmiechem. Złapałam go za rękę i pociągnęłam na dół. Miał na sobie starty dres i t-shirt. To była jego piżama odkąd pamiętam. Od dzieciństwa miał te same upodobania. Zupełnie jak ja.
- Chcesz nauczyć moją dobrą koleżankę gry na gitarze?
Jęknął.
- Która tym razem?
Zmarszczyłam czoło.
- To pierwsza, którą do ciebie posyłam. I ma mi ciebie na zabierać - zastrzegłam.
- Nie bój nic, królewno.
Zeszliśmy razem na dół. W domu było cicho i zapewne każdy spał. Megan już widziałam przez szparkę w drzwiach, a ojciec wrócił do domu późnym wieczorem.
- Idź do kuchni, ok? Ja tylko podrzucę śmieci pod dom, bo niedługo będzie za późno.
Blondyn pokiwał głową. Ja wyszłam na werandę, postawiłam worki koło kosza i wzięłam gazetę z podjazdu. Dziś ona była dość wcześnie. Zaczęłam czytać pierwszy króciutki artykuł.
"Nowy złodziej w Miami. Mamy zdjęcia!"
Uniosłam brwi do góry, a potem otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. Tam były zdjęcia kradnącego Elliota! Zdenerwowana weszłam do kuchni, gdzie Moon szykował mąkę i inne składniki potrzebne do naleśników.
- Słuchaj - mruknęłam - ostatnio w Miami dostrzegliśmy nowe kradzieże. Złodziejaszek nie ukradł na razie nic cennego, ale to się od tego zaczyna. Mamy nadzieję, że policja w końcu złapie młodego złodzieja. Kto wie, kim jest ten młody człowiek, proszony jest o zgłoszenie się na komisariat.
- Kto to? Cassidy?
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- To nie wiem. Twój tata? A może ta cała Cynthia?
Walnęłam go w ramię.
- Nie gadaj głupot. Młody, rozumiesz? Tu są zdjęcia Elliota! O cholera, przyjaźniłam się z złodziejem!

~*~

Całe śniadanie milczeliśmy. Nie wiedzieliśmy, co mamy mówić. No bo co omawiać? Chłopak, którego myślałam, że znałam, jest cholernym złodziejem! Austin go nienawidził i podejrzewał o najgorsze, więc go zbytnio nie zdziwiła ta wieść.
- Chyba musimy iść na policję.
- No chyba - stwierdziłam ostro - zostałam wychowana na poszanowaniu prawa i ty dobrze o tym wiesz.
Przerastała mnie ta cała sytuacja. Taka nowa. Okej, tata też nigdy nie był święty, ale nigdy nie kradł.
- Przepraszam. Jestem przewrażliwiona - wstałam od stołu i pocałowałam go w policzek - daj, pozmywam, a potem zobaczę pieniądze na czarną godzinę. Pójdziemy na zakupy, bo w lodówce pustki.
Pokiwał głową i dał mi wolną wolę. Wzięłam naczynia i pozmywałam je w zlewie. Wytarłam ręce ścierką i wróciłam do salonu.
- Pójdę się tylko ubrać - mruknęłam i pognałam na górę.
Ubrałam się w czarne jeansy i bluzkę w kratkę. Na nogi nałożyłam trampki, a włosy uczesałam w koka.
- Gotowa - podskoczyłam w miejscu i go przytuliłam.
Pod moją nieobecność przebrał się i uczesał. Potargałam go po włosach.
- Zaczekaj chwilę.
Skierowałam się w stronę skrytki z pieniędzmi. Mnóstwo z nich zostało jeszcze z czasu życia mamy, a jedna czwarta z pracy taty. Było tam ponad dziesięć tysięcy. Szłam przez znane i kochane korytarze domu, aż doszłam na miejsce.
Tam stała Cynthia. Na sobie miała szlafrok i kręciła się w miejscu. Rozglądała się dookoła, więc schowałam się za ścianą. Czekałam na jej krok.
Nie wiedziałam, że tata zaprosił ją na noc. Aż boję się pomyśleć, co mogli robić. Wzdrygnęłam się i dalej patrzyłam na kobietę.
Gdy upewniła się, że nie ma "natrętnej publiczności" podeszła do regału i wyciągnęła rękę w stronę skrytki. Wyciągnęła pudełeczko i otworzyła kluczykiem.
- A co ty robisz? - wyszłam z ukrycia.
Kobieta odskoczyła oparzona i upuściła na ziemię coś szklanego, co rozbiło się i rozsypało po podłodze.
- Co ty tu robisz? - spytała ostro - śledzisz mnie?
- Pierwsza zadałam pytanie.
Mierzyłyśmy się wzrokiem.
Złodzieje, złodzieje wszędzie.
- Twój ojciec dał mi kluczyk i poprosił, abym wzięła trochę pieniędzy. Na zakupy.
- No to możesz mu powiedzieć, że ja idę na zakupy i twoja pomoc absolutnie nie jest mi potrzebna. Na zakupy w szlafroku?
Wiedziałam, że kłamała ale chciałam, żeby sama się wkopała.
Zagryzła wargę.
- Nie przypominam sobie, abyśmy przeszły na ty.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie jesteś moją matką i ją nie będziesz, gdy ojciec dowie się, że próbujesz go okraść.
Ruda wybuchnęła śmiechem.
- Jesteś strasznie naiwna. Twój ojciec jest tak we mnie wpatrzony i tak we mnie zakochany, że nawet nie dostrzeże intrygi, nawet jeśli ta uderzyłaby go w twarz. I w sumie nie dziwię się mu. Popatrz - okręciła się wokół własnej osi - piękna, zgrabna i inteligentna.
- A do tego bardzo skromna - burknęłam.
- To też - uśmiechnęła się - a teraz zejdź mi z drogi, bo i zrobię to, co chciałam zrobić.
Pokręciłam przecząco głową i tupnęłam rozgoryczona. Byłam na przegranej pozycji. To ona miała rację - to ona owładnęła ojca i pewnie mnóstwo facetów.
- To zrobię to na twoich oczach - powiedziała sama do siebie i zaczęła ponownie otwierać szkrzynkę, kiedy wściekła podbiegłam do niej i wyrwałam pudełko z rąk. Miałam już dość jej. Tego jej ironicznego uśmieszku, głosu i szopy na głowej, a przede wszystkim jej całej.
- Nie pozwolę ci na to - warknęłam - znajdę na ciebie dowody, to ci obiecuję. Jeśli chcesz zarobić pieniądze, to zapisz się do agencji towarzyskiej. Może trafisz na kolejnego frajera, który będzie miliarderem.
Prychnęła.
- Oj dziecko, musisz się tak wiele jeszcze nauczyć. Kochanie! - krzyknęła.
Ojciec przyszedł po kilku sekundach cały zaspany.
- Słucham skarbie? - objął ją ramieniem.
Zrobiło mi się niedobrze.
- Twoja córka nie chce mnie zaakceptować i do tego kradnie pieniądze zatrzymane przez twoją byłą żonę. Zwyzywała mnie i obrażała na różne sposoby - posłała mi kolejny uśmieszek.
Tata spojrzał na mnie morderczo.
- Masz coś do powiedzenia, Allyson?
Jego głos nigdy nie był jeszcze tak ostry. Nigdy.
- Tak - wycedziłam przez zęby - nie jestem złodziejką i jakaś ruda małpa nie zmieni mnie w nią.
- Odłóż proszę to pudełko i przestań obrażać swoją przyszłą matkę.
Otworzyłam szeroko oczy i usta ze zdziwienia.
- Przyszłą matkę?
- Tak. Oświadczyłem się jej i przyjęła zaręczyny.
- Nie zamierzam z wami mieszkać.
- Nie masz innego wyboru.
- Mam. Zamieszkam u Austina. Razem z Megan - dokończyłam dobitnie - stawiam ci ultimatum. Albo ona, albo my.
Nie wiedział, co powiedzieć. Patrzył to na mnie, to na Cynthię. Ona zamrugała oczami i uśmiechnęła się słodko.
- Wybieram miłość mojego życia - powiedział.
Zazgrzytałam zębami.
- Nienawidzę cię. Wybierasz ją, zamiast córek, które znasz całe życie?
- Nie dajesz mi wyboru, kochanie - złapał mnie za ramię - ale wciąż macie wybór.
Wyrwałam ramię z jego uścisku.
- Nie nazywaj mnie tak - pod oczami zebrały mi się łzy - nie jesteś już moim ojcem. Zamieszkam u Moonów i nie szukaj nas już. Jeszcze dziś się przeprowadzimy. A na ciebie - zwróciłam się do rudej - i tak znajdę dowód. I nie będziesz miała już tego uśmiechu. Nie będziesz miała nic. I pieniądze też zabieram, bo mama zebrała je dla nas. Testament mam w pokoju i nic już nie zmienisz.
Wybiegłam z korytarza i wpadłam przy okazji na Austina. Z płaczem rzuciłam mu się na szyję.
- Cii kochanie, już dobrze. Wszystko słyszałem - pogłaskał mnie po plecach uspokajająco - pakuj Megan i wychodzimy.

~*~

- Mam nadzieję, że nie będziemy sprawiać wam kłopotów - zwróciłam się do Cassidy, wkładaj ąc moje ubrania do szafy Austina.
- Ależ nie - uśmiechnęła się miło - wszyscy będą zadowoleni.
Austin uparł się, abyśmy mieli razem pokój. Cass i tak już o wszystkim wie. A Megan będzie spała w osobnym pokoju, obok Nelsona.
- Mam nadzieję - mruknęłam - nie wierzę, że wywinął nam taki numer. Zawsze traktowałam go jak ojca, a powinnam go już dawno znienawidzić. A on nas po prostu zostawił.
- Przecież mogłaś zostać.
- Nie mogłabym żyć z tą kobietą pod jednym dachem. Ona go już na pewno namawia, aby nas znalazł i wysłał do szkoły z internatem oddalonej o tysiące mil stąd. Jeśli będziemy wam sprawiać...
- Och, cicho już - mruknęła przyjaciółka, obejmując mnie mocno - nie będziecie nam sprawiać kłopotu.
- Kocham cię, Cass.
- Ja ciebie też, Ally.

*********************************

Powiem jedno - WYBACZCIE!
Nic nie wychodzi mi tak, jak chcę.
Następny pojawi się szybciej.
Nie dodam nic więcej, bo jestem padnięta :<


Dziękuję za ponad 20.000 wyświetleń! :)

wtorek, 4 marca 2014

Rozdział XXV

Dziewczyny zmyły się nad ranem. Nawet Sam postanowiła jak najszybciej wrócić do domu z powodu "nadopiekuńczości jej starszego brata". Tak się wytłumaczyła.
Tak czy siak, zasnęłam dopiero po piątej. Gdy ktoś zadudnił do mych drzwi dwie godziny później, to myślałam, że będę go torturować, zabijać, wskrzesać i tak w kółko. Będę sadystką!
Nie patrząc w lusterko, a wiedziałam, że wyglądam "zabójczo" (oczywiście negatywnie), potuptałam na dół i otworzyłam natrętowi drzwi.
- Czego?
- Siemka - 'zaświerkał' Austin, uśmiechając się - mi też miło cię widzieć.
Spróbowałam się uśmiechnąć, ale byłam na to zbyt zmęczona.
Przytuliłam go mocno.
- No przepraszam, po prostu dziewczyny, zamiast iść spać u mnie, to postanowiły mnie pomęczyć do piątej, a potem uciec do domu.
Odwzajemnił mój gest i pocałował mnie w czoło.
- Spokojnie - splątaliśmy nasze palce razem - chodź, ty sobie trochę odpoczniesz, a ja pójdę zrobić nam śniadanie.
- Nam? - oczy same mi się zamykały. Usiadłam na kanapie. Byłam wycieńczona.
- Cassidy zmarnowała całą kupę jedzenia na wczorajszy obiad z jakimś chłopakiem, który wpadł jej w oko i w domu nic nie ma. Nie zostawiła pieniędzy ani nic, a Nelsona zabrała ze sobą do pracy. Pewnie zjedli coś na mieście.
Pokiwałam głową i oparłam się o poduszkę. Czułam się, jakby ktoś mnie podeptał glanami, skopał, a potem jeszcze wrzucił kilkanaście razy do głębokiej studni. Słyszałam skwierczenie patelni z kuchni. Uspokojona obecnością ukochanego przymknęłam oczy, a nawet się nie obejrzałam, jak ponownie zasnęłam.

~*~

*Austin*

Wiedziałem, że Ally nie dotrwa do śniadania. Z uśmiechem na ustach wszedłem do salonu i ujrzałem słodko śpiącą brunetkę.
- Aww - wyrwało mi się i podszedłem do niej.
Podniosłem ją, była lekka jak piórko, i zaniosłem do jej sypialni. Położyłem delikatnie na łóżku i zszedłem do kuchni. Tam zjadłem szybko naleśniki i wróciłem do Dawson. Położyłem się koło niej, a ona mnie objęła. To jest talent!
Sam nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.

*Kilka godzin później*

Poczułem miłe łaskotanie na twarzy. Z uśmiechem otworzyłem oczy i zauważyłem Allyson, która bawiła się moimi włosami.
- Jesteś słodki, wiesz? - szepnęła i pocałowała mnie przelotnie w usta.
- Wiem, tak bardzo jak skromny - zaśmiałem się i pogłębiłem pocałunek.
Słodki oddech Ally doprowadzał mnie do obłędu. Gdy zabrakło nam tchu, dziewczyna się odsunęła i zachichotała. Przeturlała się na brzeg łóżka i spadła.
Wybuchnęliśmy śmiechem. Pomogłem jej wstać, a ona usadowiła się na moich kolanach.
- Tak dawno nie spędzaliśmy razem czasu - wyszeptała i się do mnie bardzo mocno przytuliła.
- Od kiedy ci się wzięło na takie czułości?  - spytałem uśmiechnięty, odwzajemniając jej gest.
Wzruszyła ramionami.
- A tak jakoś. To źle?
- Oczywiście, że nie - gorąco zaprzeczyłem - to jest po prostu takie... słodkie i miłe i w ogóle. Wiesz, o co chodzi.
Zamilkliśmy oboje. W całym domu nie było słychać ani jednego szuru, żadnego hałasu. Niczego.
Wsłuchiwałem się w bicie serca ukochanej brunetki.
- Kocham cię - wyszeptała.
- A ja ciebie mocniej - pocałowałem ją namiętnie.
To wszystko dało początek niesamowitej i bardzo ciekawej nocy.

~*~

 *Dru*

Wstałam dopiero około godziny piętnastej. Rodzice już spali, gdy wróciłam nad ranem, więc o niczym się nie dowiedzieli.
Wylegując się na łóżku poczułam, jak drży mój telefon. Spojrzałam na ekran - dostałam sms-a od Ryana. Uśmiech sam wykwitł na mojej twarzy. Włączyłam wiadomość.

Już za tobą tęsknię. To o której mam po ciebie zajechać?

Chłopak był bardzo słodki i kochany. Nawet jeszcze nie jesteśmy oficjalnie parą, a ja już czuję, jak serce mogłoby mi eksplodować, kiedy by odszedł.
Wystukałam na klawiaturze odpowiedź.

Przyjedź za dwie godziny. Też tęsknię.

Odłożyłam telefon na bok i oddałam się całkowicie przygotowaniami do randki. Gorąca kąpiel skoiła moje nerwy i pomogła trochę doprowadzić moje kotłuny do porządku.
Potem ubrałam się w fioletową sukienkę do połowy uda na ramiączkach, a na nogi ubrałam czarne szpilki. Włosy skręciłam lokówką i byłam całkowicie gotowa. Do torebki wsadziłam tylko telefon, błyszczyk i trochę pieniędzy. Zeszłam na dół. Do przyjazdu chłopaka zostało tylko pół godziny.
Ktoś zagwizdał.
- Nieźle - zacmokał mój o rok młodszy brat - dla kogo się tak wystroiłaś?
Wpatrywał się we mnie jak w zdjęcie gołej baby. Rzuciłam w niego poduszką, aby się 'obudził'.
- Nie śliń się tak - zaprotestowałam - znajdź sobie dziewczynę i wtedy się na nią gap.
- Wiesz, to by było ciężkie - usiadł koło mnie z cichym westchnięciem - chodzę z Sarah, ale ona nie chce się zbytnio angażować.
- Wiesz co, Chris? Powinieneś z nią zerwać. Znajdziesz sobie o wiele lepszą dziewczynę, która będzie ci oddana sercem i cię pokocha. Coś mi się wydaje, że Sarah nie darzy cię wielką miłością.
Wzdrygnęłam się na samą myśl o przebrzydłej dziewczynie brata.
Sarah była wredna i popularna, ale tak jak to ujął Chris, z nikim nie chce się angażować.
- A ta słodka blondynka z kawiarni, Jocelyn? - zaproponowałam bratu - albo ta szatynka, z którą chodzisz do klasy? Lucy?
Wzruszył ramionami.
- Sam nie wiem.
- To o tym pomyśl. Po co chodzić z kimś, kto cię nie kocha? Zasługujesz na prawdziwe szczęście.
Ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiłam się, gdyż nikt nie spodziewał się dziś gości, a Ryan miał przyjechać dopiero za 20 minut.
Ale to on stał za drzwiami.
A otworzył mu Chris.
- Siema, ty po kogo?
- Po Dru - mruknął Ry - jest w domu?
- Jest. Dru! - krzyknął, co było kompletnie nie potrzebne, bo stałam niedaleko - ktoś do ciebie. I słuchaj gościu - znów zwrócił się do mojego... przyjaciela - jeśli spróbujesz ją skrzywdzić, to wykastruję cię własnoręcznie siekierą i kawałkiem blaszki. Wiem gdzie mieszkasz. Znaczy nie wiem, ale się dowiem. I jeszcze...
- Starczy Chris - odciągnęłam brata - Ryan chyba rozumie.
Spojrzałam na przyjaciela, a on wyglądał na nieźle przestraszonego.
- Dzięki za troskę - mruknęłam - idziemy, Ryan - pociągnęłam chłopaka za ramię. Zasiadł za kierownicę swojego auta.
Między nami zapadła cisza.
- Wyglądasz pięknie - powiedział brunet po kilku minutach jazdy.
- Dziękuję. Gdzie jedziemy?
- To niespodzianka - uśmiechnął się - twój brat jest nieco... przerażający - zmarszczył czoło.
- Wiem - zachichotałam - ale to kochany człowiek.

~*~

Dojechaliśmy do jakiegoś lasku.
- Gdzie my jesteśmy? - uniosłam wysoko brwi - chyba nie chcesz mnie zgwałcić w środku lasu?
Zaśmiał się.
- Jasne, że nie. To miejsce ci się spodoba. Chodź - wyciągnął do mnie rękę, którą złapałam.
Szliśmy pareset metrów, rozmawiając o wszystkim i o niczym.
Gdy byliśmy już niedaleko, chłopak zawiązał mi oczy, a potem prowadził jak niewidomą.
- Już tylko parę kroków - wyszeptał.
Zgodnie z jego wskazówką poszłam tę 'parę kroków'.
- Już - oznajmił - możesz już zdjąć opaskę.
Zdjęłam szmatkę z moich oczu i ujrzałam cudowny widok.
Słowa uwiązły mi w gardle, a z oczu poleciały łzy szczęścia.
- Tu jest pięknie! - wykrzyknęłam, przytulając się do niego.
Odwzajemnił gest.
- Wiem. Dlatego tu przyjechaliśmy.

....

***********************************

Bez komentarza. To już jest po prostu straszne i nie da się tego czytać.
Zamknijcie mnie w psychiatryku.
Postanowiłam, że już kilka rozdziałów i skończę Happy Endem.
Będą inne blogi :)
Przepraszam m.in. Niepozorną Romantyczkę, ale już po prostu nie wiem, co pisać.
Będzie równo 30 rozdziałów + epilog.
Wybaczcie ♥

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział XXIV

Trish z samego rana, po wstaniu z łóżka, zadzwoniła do swoich przyjaciółek nie przejmując się, że może którąś z nich zbudzić. Przecież była już siódma!
Dziewczyna zachichotała pod nosem. Jak je zbudzi, to ich sprawa.
Pierwszy telefon był skierowany do Ally.
Brunetka nie spała. To było widać, bo odebrała po dwóch sygnałach, a gdy zostaje brutalnie zbudzona, to odbiera po kilkunastu sygnałach albo w ogóle.
- Halo? - usłyszała lekko zachrypnięty głos Allyson - cześć Trish, co tam?
- Siemka, Alls. Co byś powiedziała na taki babski dzień?
Czarnowłosa sama nie wiedziała, jakiej odpowiedzi się spodziewać. Równie dobrze Dawson może być umówiona na randkę z Moonem albo na kolejny dzień śledzenia Cynthii. Modliła się jednak w duchu, by nie miała żadnych planów.
- Tak dawno nie spędzałyśmy wspólnie czasu - dodała.
- Chętnie - usłyszała cichy śmiech Ally - masz rację, dawno nie byłyśmy nigdzie wspólnie. Mogę użyczyć swojego domu, bo tata z Megan wyjeżdża dziś do chorej babci. Ona mnie nie cierpi.
- Kto? Babcia?
- Uhm - mruknęła brunetka - sama nie wiem czemu. Najpierw mnie nazywała anorektyczką, która nigdy nic nie je, a potem niezbyt inteligentną małpą. Kochana babcia, co?
Trish wybuchnęła śmiechem.
- Wiadomo, po kim twój tata ma charakterek.
- Może i tak. A i jeszcze jedno. Mogę zaprosić jedną koleżankę? Chciałabym ją lepiej poznać, a może i wy się polubicie.
- Dla mnie spoko - powiedziała De La Rosa - chętnie poznaje nowe dziewczyny.
- Ok, to do zobaczenia. Dryndnij jeszcze do Dru.
- Mam taki zamiar. Pa.
Rozłączyła się i zadzwoniła do drugiej koleżanki. Ta akurat została brutalnie zbudzona.
- Czego? - mruknęła niezbyt miło Dru - kimkolwiek jesteś, to cię zamorduję.
Trish zachichotała.
- To tylko ja. Sorry, że cię zbudziłam.
Usłyszała ciche westchnięcie.
- Spoko. Co tam?
- Miałabyś ochotę na babski dzień? U Ally w domu.
- Może być. Zadzwonię później, bo ktoś dobija mi się do drzwi. Kolejna budząca ludzi małpa o bladym świcie - powiedziała cicho, ale Traszka wszystko usłyszała. Znów zachichotała.
Faktycznie. Dru spała na górze, a zza zamkniętych drzwi i tak było słychać głośne dobijanie się.
- Spoko. Na razie.
Odłożyła telefon na szafkę nocną i wywaliła się na łóżko. Po kilku minutach bezsensownego patrzenia się w sufit, postanowiła iść się umyć. Po relaksującym prysznicu i ubraniu się w leginsy i granatową ładną tunikę, zeszła na dół na śniadanie.
Powitała całą rodzinę i zjadła posiłek.
A potem do godziny 12 oglądała bezsensowne mecze bejsbolu razem w ojcem.

~*~

Rzuciła telefon na łóżko, który się odbił od materaca i wylądował na ziemi. Sfrustrowana, nie patrząc na swoją piżamę (składającą się z długiej bluzki do połowy ud) ani na bose stopy, które marzły od zimnej podłogi, zeszła na dół, aby otworzyć natrętowi drzwi.
- Siema - powiedział Ryan, gdy je (drzwi) otworzyła.
- Cześć - mruknęła niezadowolona - co tu robisz o tej godzinie?
Nie zauważyła, że chłopak ślini się na jej widok, wpatrując na gołe nogi. Pomachała mu przed nosem ręką, śmiejąc się.
- Ryan, co tu robisz?
Nie czekając na jej zaproszenie, wprosił jej się do domu, zamykając drzwi i przypierając ją do ściany, namiętnie pocałował. Dziewczynie zabrakło tchu w płucach, więc prędko go odepchnęła.
- Co to było?
Chłopak spalił buraka, a Dru znowu wybuchnęła śmiechem.
- Napaleńców do domu nie wpuszczam. Poczekaj tu, pójdę się przebrać.
Zachowywała się tak, jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło. Weszła po schodach na górę, odprowadzana wzrokiem przez szatyna.
Wzięła prędki prysznic, włosy uczesała w wysokiego kucyka, ubrała się w krótkie jeansowe spodenki i bluzkę na ramiączkach i zeszła z powrotem na dół.
- Chcesz coś zjeść? - zaproponowała mu.
Myślami wróciła do wydarzenia sprzed kilku minut. Była zagubiona i nie wiedziała, co czuje.
Pokiwał głową.
- Przydałoby się - posłał jej lekki uśmiech - tak naprawdę tylko wstałem i wyszedłem z domu, nic nie jedząc ani się z nikim nie żegnając.
- To gdzie się tak śpieszyłeś? - zadała mu kolejne pytanie, wchodząc do kuchni.
Poszedł za nią.
- No do ciebie.
- Z jakiego powodu?
Wyjmowała z szafek kolejne produkty do zrobienia jajecznicy.
Wzruszył ramionami.
- Chciałem cię jak najszybciej zobaczyć.
Dru, poza jego wzrokiem, uniosła policzek w lekkim uśmiechu.
- To słodkie - przyznała - ale nie wymagam od ciebie, abyś się zagładzał z mojego powodu.
Machnął ręką.
- Bez przesady. Równie dobrze mogłem zjeść coś na mieście.
- Ale zjesz moją zjaraną jajecznicę. Zapraszam częściej.
Zaśmiał się.
Nalała ostrożnie soku jabłkowego do kubków i postawiła parujące jedzenie na stole, obok szklanek. Zjedli to szybko w milczeniu.
Gdy dziewczyna pozmywała sztućce i pozostałe części naczyń, złapał ją lekko za rękę.
- Przejdziemy się?

~*~

Już po godzinie 14 obydwie przyjaciółki Allyson ruszyły w stronę jej domu.
Ally siedziała już w środku, wszystko przygotowując razem z Sam. Nasypały różnorakie przekąski do salaterek, postawiły dużo napojów w butelkach i siedziały na kanapie, czekając na zaproszone.
Samantha była trochę zestresowana. Nigdy nie była lubiana w szkole i nigdy nie miała prawdziwych przyjaciółek. Teraz miała szansę je zdobyć i nie chciała zrobić złego wrażenia już na początku.
Alls poznała już pokrótce historię dziewczyny i bardzo jej współczuła. Nie rozumiała, jak niektórzy ludzie mogą być takimi świniami. Tak, świniami! Ally tak właśnie o nich myślała!
Koleżanki były zajęte rozmową. Poznawały się co raz lepiej i doskonale się rozumiały.
Wyszły na taras i usiadły na bujanych fotelach.
Sam lubiła malarstwo i muzykę, ale nie była zainteresowana pisaniem piosenek, bo uważała się za kompletne beztalencie w tamtym kierunku. Uczyła się też grać na gitarze, ale słabo jej to szło.
- Może Austin mógłby ci pomóc? I to za darmo - zaproponowała Allyson Sam - nie musiałabyś się ciągać po tych lipnych nauczycielach.
Blondynka była niepewna.
- Nawet go nie znam ani nic - powiedziała nieśmiało - nie chcę go prosić o tak wielką rzecz.
- Daj spokój - uśmiechnęła się Dawson - to mój chłopak i znam go jak nikt. Chętnie ci pomoże.
Dixon odwzajemniła jej gest (nazwisko Sam - od aut).
- Jeśli to nie problem.
Po chwili Alls zobaczyła sylwetki znanych jej dziewcząt.
- Już idą - wskazała palcem na przyjaciółki i pomachała im - na pewno cię polubią.
- Mam nadzieję - mruknęła Samantha.
- Hej, jesteś naprawdę fajna. Na pewno się polubicie.
Trish i Dru odmachały brunetce. Szły szybkim krokiem.
Gdy doszły do werandy, to uściskały Dawson.
Sam stała na uboczu. Było jej trochę dziwnie.
- Dziewczyny, poznajcie Sam - brunetka złapała blondynkę za rękę - Sam, to Trish i Dru.
- Cześć - uśmiechnęła się Dru.
- Wejdźmy - zaproponowała właścicielka domu - rozgośćcie się.
Już po pół godziny Samantha normalnie rozmawiała z koleżankami i czuła się naprawdę dobrze w ich towarzystwie.

~*~

- Zdecydowanie za długo nie robiłyśmy takiego wieczorku - powiedziała Dru, wpakowując do ust kolejne ciastko.
- Przyznaj po prostu, że jesteś niedocukrzonym dzieckiem i potrzebowałaś słodyczy - odezwała się Trish.
- Hej! - odpowiedziała z udawanym obrażeniem brązowowłosa i dała kuksańca w bok szatynce - sama też dużo jesz, a ja nic nie mówię.
Alls i Sam roześmiały się z ich wymiany zdań.
Słuchały cicho radia i obżerały się przystawkami. Nagle w radiu pojawiła się ulubiona piosenka Allyson. Zapiszczała jak mała dziewczynka.
- To jest... no to... to jest 5 second of summer! - wykrzyknęła jak psychofanka, podskoczyła do góry i zaczęła tańczyć jak wariatka.
- Ally. Ally. Alls! - krzyknęła roześmiana Dru, dopiero wtedy brunetka się ogarnęła.
- Ale ja ich kocham! - wykrzyknęła i pobiegła do kuchni po łyżkę. Gdy przybiegła zaczęła do niej śpiewać i się wydurniać.
Pozostałe dziewczyny oglądały jej wygłupy z uśmiechem na ustach. Potem tylko wzruszyły ramionami i dołączyły do niej. Po chwili cała czwórka tańczyły jak wariatki.
Gdy piosenka się skończyła, zmęczone opadły na kanapę i miękki dywan.
- To było świetne! - powiedziała rozradowana Dixon.
- Dziękujemy Miami! Występ dla was był wspaniały - wybuchnęła śmiechem Dawson.
Trish klepnęła przyjaciółkę poduszką, więc po chwili zaczęła się bitwa na poduszki. Jak na zwykłej, damskiej imprezie, prawda?
Po kilkunastu minutach po całym pokoju latały piórka. Były całe białe i zmęczone.
- Posprzątam tu jutro - westchnęła Allyson - i tak ojciec wraca dopiero za kilka dni. Babka jest tak chora.
- Zagramy w prawdę i wyzwanie? - spytała Traszka.
Pozostałe przyjaciółki z chęcią przystały na jej propozycję. Dru przyniosła z kuchni pustą butelkę (znały te mieszkanie jak własną kieszeń) i zaczęła się gra.
Pierwsza kręciła Alls.
Wypadło na Dru.
- Pytanie - powiedziała brunetka, zanim Dawson zdążyła ją o coś zapytać.
- Jak tam sytuacja z Ryanem?
Dziewczyna spaliła buraka.
- Dobrze, a jak ma być? - próbowała zbyć pytanie.
Żadna jej nie uwierzyła.
- Kłamca z ciebie żaden. Jak ja! - zbulwersowała się druga brunetka, na co Sam i Trish wybuchnęły śmiechem.
- No dobra - westchnęła - pocałował mnie, jasne? Dziś przeszliśmy się rano na plażę i umówiliśmy się na randkę. Pasuje?
- Jasne - wyszczerzyła się De La Rosa.
Teraz wypadło na Sam.
- A co mi tam. Wyzwanie.
McKinley (nazwisko Dru - od aut) długo się zastanawiała.
- Udawaj modelkę. Wiesz, pozy i tak dalej - powiedziała w końcu.
Dixon wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko.
Dawson poleciała po aparat fotograficzny i zrobiła jej krótką sesję zdjęciową. Sam udawała rasową modelkę. Zawodowca.
- Nadajesz się - powiedziała szatynka.
- Dzięki - uśmiechnęła się blondi.
 Gra trwała naprawdę długo.
Nie ma to jak spędzić wspaniale dzień z przyjaciółmi. I zdobyć nowych.

****************************************

Brak weny = kiepsko!
Oczywiste równianie.
Ale rozdział jest.
Dziękuję za trzy komentarze i uroczyście ogłaszam koniec mojej kary na kompa!
Jupi ja jej!
Dedykuję to Niepozornej Romantyczce ♥

Do następnego ♥

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział XXIII

Tydzień niespodzianek zmienił się w miesiąc niezwykłych niespodzianek.
Tydzień po poznaniu nowej wybranki serca ojca, szpiegowałyśmy ją, ale kobieta była czysta. Albo wiedziała, jak natrętne możemy być i domyśliła się, że możemy ją śledzić. Tak czy inaczej, udawała czystą.
A Dez i Trish spotykają się ze sobą. I Nelson i Megan "także". Znaczy poszli do kina razem, a Meg była rozpromieniona i powiedziała, że chłopiec pocałował ją w policzek, ale doskonale znałam jej słomiany zapał. Trez także poszło do kina na komedię romantyczną, a następnego dnia w szkole chodzili ze sobą za rękę. Był ogromny kontrast. Trish jest dziewczyną niską oraz przy kości, a Dez wysoki i chudy. Miłość czasami jest ślepa.
A szczególnie w moim życiu. Teraz nie wyobrażam sobie, jak to będzie, gdy Austin i ja postanowimy zerwać. Jakie będą nasze relacje? Czy będziemy mieli jeszcze dumę się ze sobą spotykać? Tak bardzo się tego boję. No bo Austin stał się tak naprawdę częścią mnie. Jak ja będę mogła bez niego żyć? Bez nawet marnej, w naszym przypadku, przyjaźni? Tak bardzo go kocham.
Zmywałam właśnie naczynia, starając się wybić z głowy te ponure myśli. Ale nie umiałam. Jak marne są ludzkie starania. Jesteśmy marnymi marionetkami, które zapewne zabawiają diabła. Jestem wierząca, katoliczka. Ale czasem po prostu nie mogę inaczej, niż myśleć o takich głupotach. Każdy sposób dobry, aby przestać myśleć o Austym. No kurde! Znowu! Jestem powalona.
Do kuchni weszła Megan.
- Ally, wychodzę - oznajmiła i odwróciła się, aby wyjść, ale ją zatrzymałam.
- Znowu idziesz śledzić Cynthię?
Pokiwała twierdząco głową i zacisnęła usta w wąską linijkę. Oznaczało to, że się uparła i nic już nie możesz na to poradzić. Westchnęłam.
- A może się pomyliłaś co do niej? Może to jest prawdziwa miłość?
Uniosła brwi do góry.
- Ally, w bajki wierzysz? Ja wiem, że z nią jest coś nie tak.
- A może jednak?
Teraz to ona westchnęła.
- I tak wychodzę. Na razie.
- Czekaj - powiedziałam, a ona warknęła cicho, zirytowana. Odłożyłam kolejny talerz na suszarkę i wytarłam ręce w ścierkę - idę z tobą.

~*~

Kręciłyśmy się po mieście już od dobrych dwóch godzin, a po Cynthii ani śladu. Wiem, że nie umówiła się z ojcem, bo dziś ma przez cały dzień pracować w Sonic Boomie, jednocześnie dając mi dzień wolnego. Nawet zaszłyśmy na chwilę do sklepiku i był za ladą, więc wszystko w porządku.
Ale intuicja i tak trzymała stronę Megan. Ja wiedziałam, że z tą kobietą jest coś nie tak. Wiem, miłość jest ślepa, ale bez przesady. Nie mówi nic o sobie. Gdy się raz spytałam, gdzie mieszka, automatycznie zmieniła temat. Tak samo było na temat jej rodziny, przyjaciół i zainteresowań.
- To bez sensu - klapnęłam na ławkę - nigdzie jej nie ma.
- Masz rację - westchnęła Meg, z której uciekła cała dzisiejsza dawka determinacji - nic na nią nie mam. To wszystko jest bez sensu. Zmarnowałam tylko swój i twój czas. Przepraszam.
- Nie masz za co - posłałam jej uśmiech - nie możemy się poddawać tak łatwo.
- Ale...
- Nie możemy, rozumiesz? - potrząsnęłam nią, łapiąc za ramiona - nie chcemy, żeby tata cierpiał.
Przez chwilę trawiła te słowa, a potem kiwnęła tylko głową.
- Ale na dziś kończymy - odezwała się - nie mam ochoty szukać tej dziuni.
- Megan! - krzyknęłam, na co się roześmiała.
- No co? To tak samo, jak ty nazywałaś tak Jessikę. A tak w ogóle, jak układa się między wami? Podobno Jess się zmieniła.
- Nie rozmawiamy dużo. Czasem miniemy się na korytarzu, ale nic poza tym. A Angeli od incydentu spod przystanku nie spotkałam.
- Może sobie kogoś znalazła - odezwała się mała.
- Może... - wyszeptałam. Wstałam po chwili i pociągnęłam siostrę za rękę - wracajmy już. Zrobię nam obiad.
- Mhm - mruknęła i pogrążyła się w swoich myślach. Szłyśmy alejkami parku, aż pociągnęłam Meg za niewielki budynek pomazany graffiti. Była to kiedyś lodziarnia, ale nie cieszyła się popularnością.
- Co się dzieje? - spytała zdziwiona.
- Idzie Cynthia. Spójrz - dziewczynka wyjrzała zza rogu. Nie myliłam się. Kobieta podążała w stronę dalszej części parku. Rzadko kto tam chodził.
- Musimy ją śledzić - stwierdziła paranoicznie Megan, na co kiwnęłam głową.
- Może będziemy miały pierwszy niepodważalny dowód. Jeśli oczywiście jest zła - dodałam natychmiastowo.
Meg uśmiechnęła się z wyższością i mnie przytuliła.
- Pierwszy raz mi wierzysz.
Po kilku sekundach króciutkiej narady ruszyłyśmy za rudą, co chwilę chowając się za drzewa, budynki i wszędzie, gdzie się da. Oglądała się kilka razy, ale gdy zauważała, że nikogo nie ma, w końcu zrezygnowała. Szła dalej sama. Nawet z daleka było widać, że była lekko poddenerwowana. Kurczowo trzymała za pasek od torebki.
Szłybyśmy dalej, ale z moim wspaniałym szczęściem wpadłam na kogoś. Nieznajoma dziewczyna miała łagodny i taki wesoły wzrok oraz była lekko naiwna i nie chciała od nas odejść. Próbowała nas przeprosić postawieniem lodów, hot-dogów, a nawet wymienieniem się numerami telefonu. Miała na imię Samantha. Uwierzcie, próbowałam ją przegonić, ale była nie do pokonania. Koniec końców zgubiłyśmy Cynthię, ale zyskałam nową koleżankę.

~*~

Siedziałam właśnie z Dezem na kanapie, jak zawsze w moim domu, i oglądaliśmy jakiś sitcom. Rudzielec obejmował mnie ramieniem, a ja wtulałam się w niego. Był naprawdę dobrym kumplem.
Mimo tego, że teraz chodzimy, postanowiliśmy postawić częściowo na miłość, częściowo na przyjaźń. No bo przecież miłość to ognista przyjaźń, prawda?
- Patricio Mario De La Roso - powiedział chłopak takim tonem, jakby to chodziło o zaręczyny - czy uczynisz mi ten zaszczyt i pojedziesz ze mną i moimi rodzicami nad jezioro?
Obudzona z transu oglądania przygłupiego serialiku z przygłupimi blondynkami w roli głównej (bez obrazy blondynkom. chodzi mi o te głupie, jakie promują w reality-show - od aut). Nie wiedziałam, co powiedzieć. Rudy tak nagle wyskoczył z tą propozycją, że nie mogłam ułożyć myśli w jeden normalny ciąg.
- Muszę porozmawiać najpierw z rodzicami na ten temat - wydukałam - na ile czasu tam jedziecie?
- Na tydzień. To jakaś prywatna działka znajomych rodziców, a że nie mieli pomysłów, gdzie pojechać na wakacje, wybrali właśnie tamto miejsce. Możemy też zaprosić nasze kochane Auslly, Dru oraz Ryana. A no właśnie, czy Dru i Ry są razem?
Wzruszyłam ramionami.
- Sama nie wiem. Dawno nie spędzałam żadnego damskiego dnia. Ani z Ally, ani z Dru.
Spojrzał na mnie karcąco.
- Nie możesz ich tak zaniedbywać.
- Wiem - westchnęłam - ale one też nie są bez winy. Ally szuka bezpodstawnych oskarżeń na swoją przyszłą macochę, a Dru nie odzywa się do mnie. Czas wolny czasami nie jest zabawny.
- Może chodźmy na lody i do wesołego miasteczka, co? Rozerwiesz się trochę.
Zastanowiłam się. To wcale nie był taki zły pomysł.
Kiwnęłam głową.
- Przyda mi się.
- A jutro obowiązkowo dzwonisz do dziewczyn i robicie sobie babski dzień.
- A jeżeli nie będą chciały?
- To je jakoś zmuszę. Zawsze coś na nie znajdę.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
- Słodki jesteś.
- Wiem - odwzajemnił uroczo uśmiech.
- A co z tym wesołym miasteczkiem? - spytałam go retorycznie i pociągnęłam za rękę w stronę wyjścia - rusz się, bo inaczej jeszcze zniszczą nam koło młyńskie.
Roześmiał się.
- Ruszamy.

~*~

Moi dwaj braciszkowie są tacy zakochani. Austin w Ally, a Nelson w Megan. Nasza rodzina jest taka... szalona. Nie wiem, jak to nazwać. Dwóch braci kocha się w dwóch siostrach. Nie swoich, co to, to nie!
A ja teraz tak grzecznie idę sobie do pracy, pomóc panu Dawsonowi. Chciałabym trochę pomóc mojej kochaniutkiej Allison, dlatego spróbuję go trochę przepytać.
Ubrałam swoją ukochaną białą sukienkę do kolana w różowe kwiatki, na nogi założyłam sandałki, na ramię torebkę i wyszłam z domu. Skierowałam się powolnym krokiem ku Sonic Boomowi. Wiatr rozwiewał mi włosy, a ja czułam się jak jakaś super modelka.
Po pół godzinie doszłam na sklepiku. Weszłam do środka.
- Dzień dobry, panie Dawson.
- Cześć, Cassidy. Po co przyszłaś? - jak na mój gust zabrzmiało to trochę niegrzecznie, jakby mnie wyganiał.
- Chciałam trochę pomóc w sklepie.
- Ależ nie musisz - powiedział zdenerwowany, ale ja założyłam ręce na biodra i zachowałam się jak mała dziewczynka, która się uparła na upatrzoną lalkę.
- Ale bardzo chcę. Austin jest u Ally, a Nelson u cioci, dlatego chciałabym trochę pomóc, bo w domu nic do roboty. Chyba nie boi się pan, że wydam komuś pańskie perwersyjne sekrety?
Zaśmiał się nerwowo.
- Jakie sekrety?
- Żadne, żadne - powiedziałam dobitnie, kładąc torbę na ladzie - tylko tak powiedziałam. Chodziło mi o to, jakby pan się denerwował, że jakiś pański sekret wyjdzie na jaw.
- Ale ja nie mam żadnych sekretów - uśmiechnął się, ale mu nie uwierzyłam.
- To coś strasznego? Zrobił pan coś złego?
Wybuchnął śmiechem, ale mi do niego nie było.
- Ja nie mam żadnych sekretów.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- Niestety niektórzy nie umieją kłamać. A pan należy właśnie do tej grupki.
Spojrzał na mnie spod byka.
- A co ty taka ciekawska, co?
- Chciałam tylko panu pomóc. Ale pan należy także do grupki takich osób, które są zbyt dumne, żeby poprosić kogoś o pomoc. Do widzenia, panu - powiedziałam sucho.
- Ale Cassidy...
- Do widzenia - powtórzyłam dobitnie, zabrałam torebkę i szybkim krokiem wyszłam ze sklepu. Potrzebowałam świeżego powietrza.

**********************************************

Hej. Coś tam przyszło i coś tam wyszło.
Moim zdaniem piszę co raz gorzej, ale jeszcze kilka(naście) rozdziałów i kończę, więc nie opłaca się już go zawieszać :<
No cóż, proszę o komentarze.
Do następnego ♥


środa, 12 lutego 2014

HELP ME!

Kompletnie nie mam weny twórczej i pomysłu na nowy rozdział. Może ktoś mógłby napisać na mój e-mail (olasiakrolowapodlasia@gmail.com) kilka pomysłów? POMOCY!

czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział XXII

Rozdział dedykuję : 

♥Niepozornej Romantyczce
♥Pyśce
oraz 
♥Annie Luizie

Dziękuję wam, że jako jedyne skomentowałyście ostatni rozdział (: 
Blog jeszcze trochę pożyje, nie martwcie się! 

***************************************************

Austin odwiózł nas pod sam dom. Pożegnaliśmy się czułym pocałunkiem, a po chwili razem z Nelsonem odjechali do własnego domu. Wzięłam Megan za rękę i zrozumiałam, że nie powiedziałam jej nic o nowej dziewczynie taty.
- Meg, nie zdziw się, ale mamy gościa - uśmiechnęłam się do niej ciepło.
- A kto to? - stała się podejrzliwa.
- Jak wejdziemy, to się przekonasz. Tata sam musi ci wszystko wytłumaczyć.
Skinęła głową, że rozumie i weszłyśmy po schodkach na werandę. Otworzyłam drzwi i weszłyśmy na korytarz.
- Wróciłyśmy! - krzyknęłam, zdejmując swoje trampki.
- Świetnie! - odkrzyknął ojciec, choć to nie było konieczne - przyjdźcie tu obie.
Byłam bardzo ciekawa, jak wygląda nowa wybranka Lestera. Tata ma już swoje lata, niedługo stuknie mu 45-ątka. Podrygiwałam wesoło, ale mój uśmiech trochę zmalał, gdy weszłyśmy do kuchni. Oczywiście, stół był nakryty i stało na nim mnóstwo jedzenia, ale nie to zwróciło moją uwagę. Z uwagą wpatrywałam się w rudą kobietę siedzącą na krześle naprzeciw ojca, która nie miała więcej niż 30 lat. Uśmiechnęła się.
- Megan, Ally. Poznajcie Cynthię. To moja nowa dziewczyna.
Jak już mówiłam, jest ruda i ma za dużo makijażu jak na mój gust. Ubrana była w krótką jeansową spódniczkę i bluzkę na ramiączkach.
- Cynthia, to moje dwie córeczki - Allyson i Megan.
- Hej - powiedziałam niepewnie, ale Meg nie odezwała się ani słówkiem. Mierzyła ją tylko wzrokiem, jakby chciała ją zabić.
- Przepraszam tato, ale muszę pogadać z Ally. Wcześniej nie miałyśmy czasu - powiedziała moja młodsza siostra, a ojciec tylko skinął głową, zwracając całą swoją uwagę kobiecie. Weszłyśmy do jej pokoju.
- Co się dzieje? - spytałam.
- Ona nie może być z tatą - odpowiedziała pewnie - to nie jest kobieta dla niego.
- Meg, przecież tata może w końcu być szczęśliwy. Nie możemy mu tego zabronić. Oraz musimy w końcu pogodzić się ze śmiercią mamy.
- Tu nie chodzi o mamę - prawie warknęła - ona nie jest odpowiednia dla żadnego porządnego faceta. Myślisz, że jestem ślepa? To, że jestem młodsza nie oznacza, że jestem głupsza.
- Nie uważam cię za głupszą...
- Teraz nie chodzi o to, jak ty mnie widzisz - przerwała mi brutalnie. Zawzięła się - widziałam ją. Ona flirtuje z każdym napotkanym facetem. W sklepie, w parku, nawet widziałam ją raz w szkole, gdy rozmawiała z ojcem Petera. I tu na pewno nie chodziło o dzieci ani szkołę. Chodzi mi o to, że nie chcę, by skrzywdziła tatę - dodała już trochę spokojniej - najpierw musimy ją lepiej poznać, a od jutra będę ją śledzić. Wydaje mi się, że tu chodzi tylko o kasę.
- Ale Megan, jeśli ją z kimś pomyliłaś? Zniszczysz im tylko życie.
- W bajki wierzysz, Ally? Że 26-letnia flądra zechce się spotykać z 44-letnim wdowcem bez powodu? Taki już jest ten świat.
- Zgoda, może i masz rację. Ale na razie poczekaj. Jeśli zacznie się rządzić, wtedy pozwolę ci działać, a nawet pomogę.
Siostra westchnęła.
- Uparta jesteś. I widzisz wszystkich w pozytywnych barwach. Ale zgoda. Poczekam te kilka dni.
Odetchnęłam z ulgą.
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
Zeszłyśmy na dół. Widać było, że ojciec dobrze się bawi. Co chwilę wybuchali śmiechem, ale sama nie mogłam stwierdzić, czy z jej strony było to fałszywe. Weszłyśmy do kuchni.
- Dość długo was nie było - zauważył Lester.
- Czyżby? - starałam się brzmieć normalnie po rozmowie - może to prawda.
Wzięłam widelcem kurczaka na swój talerz. Meg usiadła naprzeciw mnie i spojrzała na mnie porozumiewająco. Zaczęłam konsumować swój posiłek, obserwując 'zakochanych'.
- Właśnie rozmawialiśmy o tym, jak cudownie jest mieć dzieci - powiedział tata.
- Czyżby? - spytała teraz mała - a ile ma pani dzieci?
Kobieta się zakrztusiła, a tata zakaszlał. Gdy Cynthia przełknęła pokarm spojrzała przymilnie na nią.
- Jeszcze żadnych, ale bardzo pragnę je mieć - wyznała.
- Więc czemu rozmawialiście, "jak cudownie jest MIEĆ dzieci"? Huh? - spojrzała wyczekująco na rudowłosą. Przyglądałam się tej całej sytuacji z boku.
- Twój tata źle sformułował zdanie - uśmiechnęła się - przepraszam cię, Lesterze, ale muszę iść już do domu.
Ojciec spojrzał wilkiem na Meg, a ona tylko wzruszyła ramionami, pożerając kolejne ciastko.
Przeszli na korytarz, a my automatycznie podeszłyśmy do drzwi kuchni, aby podsłuchać. Szczerze to nie tak wyobrażałam sobie poznanie nowej dziewczyny ojca.
- Przepraszam cię za małą. Nie wiem, co w nią wstąpiło.
- Nic się nie stało - zaśmiała się, ale poczułam tu lekki fałsz. Pewnie Megan w jakiś sposób ją uraziła - chętnie ją bardziej poznam. Bardzo inteligentne z niej dziecko.
- Masz rację. Meg jest jedną z najinteligentniejszych i najbardziej spostrzegawczych osób, jakie znam. A jest jeszcze taka mała!
- Zauważyłam. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, skarbie.
Usłyszałam trzask drzwi i po chwili stukot butów ojca przy drzwiach. Zerwałyśmy się i szybko usiadłyśmy na swoich miejscach. Wszedł do kuchni i zaczął wszystko zbierać.
- Nie wiem Megan, co ci takiego zrobiłem, że chcesz mnie pozbawić miłości - zaczął po kilkuminutowej ciszy.
- Ale tylko spytałam, ile ma dzieci.
- Cynthia jest niepłodna. Nie może mieć dzieci - tą informacją totalnie nas zaskoczył - z resztą, po co ci było to wiedzieć?
- A może chciałam wiedzieć, ile będę miała przybranego rodzeństwa? - spytała retorycznie.
Ojciec westchnął.
- Nie sądzę, żeby Cynthia się chciała ze mną związać. Jesteśmy na razie tylko przyjaciółmi.
Prychnęłam. Przyjaciółmi...
- Pójdę się już położyć. Mam już dość kłamstw jak na jeden dzień - odezwałam się i zanim zdążyli zareagować, wyszłam z pomieszczenia. Przygotowałam się do snu i już po chwili znajdowałam się w objęciach Morfeusza.

~*~

- A więc tak. Twój ojciec w średnim wieku chodzi z młodą kobietą? - podsumowała całe moje biadolenie Trish.
Kiwnęłam twierdząco głową.
- Megan jest kompletnie przeciwna temu związkowi. Uważa, że to niemoralne. I podobno widziała tą kobietę z mnóstwem mężczyzn.
- Pewnie ma rację - przyjaciółka westchnęła - naprawdę nie wiem, co ci poradzić. Poczekajcie kilka dni, potem można ją śledzić i jeśli całe gadanie twojej siostry to prawda, to nakryjemy ją na gorącym uczynku i nie zranimy twojego ojca.
Zachichotałam.
- To samo jej powiedziałam. Ogólnie nie podoba mi się ta kobieta. Jest sztuczna na zewnątrz, a także fałszywie się śmieje i uśmiecha. To nie może być żadna miłość.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Nagle spojrzała za mnie i się lekko uśmiechnęła.
- Świetnie. Moon już tu jest.
Powtórzyłam jej gest, gdy zobaczyłam mojego ukochanego. Pocałowałam go w policzek i splątaliśmy palce rąk w uścisku i spojrzałam w stronę Trish. Dez ją przytulił!
A więc to cały tydzień niespodzianek.

*****************************************************

Cześć! Jestem kompletnie na siebie zła, bo nie mam weny, a ten rozdział wyszedł wprost fatalnie. Z waszej strony też żadnego odzewu, nawet nie przekroczyło pięciu komentarzy :C
Mam nadzieję, że teraz będzie ich więcej.
A teraz do napisania ☻


środa, 29 stycznia 2014

Nowy blog o Raurze.

Jak podałam w tytule, założyłam nowego bloga.
Tym razem o nienawiści (zabójczy śmiech) ^^

www.rauraandr5-myhistory.blogspot.com

Tutaj rozdział pojawi się już jutro :)
Do napisania!

wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział XXI

No cóż. Od incydentu z Ellie minęło już kilka tygodni. Dziewczyna stara się nam za wszelką cenę zakłócić szczęście, które dostaliśmy, ale Austin już jej na to nie pozwala. Nie wspomina także o tamtym filmiku, a nawet o samej osobie, przez którą się kłóciliśmy. Z Cassidy odbudowałyśmy kontakt, często spotykam się z nią i z Trish. A, no właśnie. Trish i Dez po prostu na siłę pokazują, że nic ich nie łączy. Zaczęli ponownie sobie dopiekać, ale i tak za tą 'nienawiścią' kryją się ciepłe uczucia. Tego jestem pewna.
A teraz siedziałam po obiedzie i czekałam na blondyna. Już dziś był 30 październik. Z powodu tego, że jutro jest halloween, obiecałam pomóc Megan i jej dyrektorce udekorować salę.
- Tato - zaczęłam niepewnie, chcąc pokonać uporczywą ciszę, ponieważ siedział jak na szpilkach oglądając mecz. Nie rozmawialiśmy bardzo długo i na bardzo długo znikał - co się dzieje?
- Umm? - oderwał wzrok od ekranu i przeniósł go na mnie. Udawał, że oglądał z zainteresowaniem i teraz dopiero mnie usłyszał. To nie było miłe.
- Spytałam, co się dzieje? - powtórzyłam z mocą.
- A co miałoby się dziać? - odpowiedział pytaniem na pytanie, śmiejąc się nerwowo.
- Wiesz tato, że należysz do rodziny nieumiejących kłamać? - spytałam retorycznie - a poza tym znam cię na tyle dobrze, by wiedzieć, że coś jest nie tak.
- No dobrze - westchnął głęboko - chodzi o to, że mam...
- Dziewczynę? - zgadywałam. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Skąd wiesz?
- To wspaniale - zapiszczałam jak najarana nastolatka i rzuciłam mu się na szyję - jaka jest? Brunetka czy blondynka? Niebieskie czy brązowe oczy? Miła? Fajna?
Kontynuowałabym dalej, ale mi przerwał.
- Ally, spokojnie - złapał mnie za nadgarstki i 'posadził' obok siebie - Jest szatynką i ma brązowe oczy. Sympatyczna kobieta. Nie gniewasz się? - spytał z prośbą w głosie.
- Oczywiście, że nie - uśmiechnęłam się szeroko - a czemu miałabym?
- Bo... - zaczął, ale mu przerwałam.
- To, że ja nie mogę się pogodzić ze śmiercią mamy to nie znaczy, że ty nie możesz znaleźć sobie dziewczyny i być znów szczęśliwy.
- Dziękuję - wyszeptał wzruszony i przytulił mnie mocno. Odwzajemniłam uścisk. Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi, a ja normalnie skoczyłam, by je otworzyć. Ucałowałam Austina w policzek, a on się uśmiechnął.
- Dzień dobry, panie Dawson - powiedział grzecznie.
- Gdzie idziecie? - spytał nas podejrzliwie ojciec.
- No jak to gdzie? Oczywiście, że na dyskę pić piwo, brać narkotyki i spać na ulicach, a potem zachodzić w ciążę - powiedziałam z sarkazmem. Spojrzał na mnie krzywo - co, źle wpływam na Megan?
- Nie, po prostu jestem zdziwiony.
- Tato, wyczuj sarkazm - powiedziałam z półuśmiechem - wrócimy za jakieś dwie godziny. Zaproś ją na kolację. Chcę ją poznać.
Objęłam go lekko, złapałam Austina za rękę i wyciągnęłam go za drzwi, lekko nimi trzaskając.
- Z kim? - spytał mnie chłopak po krótszej chwili.
- Co? - spytałam, wybudzając się z zamyślenia.
- Z kim będziesz jadła kolację? - Austin chyba był trochę zazdrosny, więc zaczęłam się z nim droczyć.
- Wiesz, przyjeżdża najbliższa przyjaciółka rodziny ze swoim przystojnym osiemnastoletnim synem. Chcą nas wyswatać i żebyśmy wzięli razem ślub oraz mieli wspólne dzieci.
Spojrzał na mnie zły, a ja klepnęłam się w czoło.
- Kolejny nie umie wyczuć sarkazmu.
Stanęłam na palcach i cmoknęłam lekko chłopaka w usta.
- A tak na serio?
- Tata ma nową dziewczynę.
Tym go zaskoczyłam.
- Wow, samiec znalazł sobie samicę.
- Oj, nie przesadzaj. Jedziemy - wepchnęłam go do samochodu, a sama obeszłam go i wsiadłam z drugiej strony. Usiadłam i włączyłam radio na fulla - i teraz możemy jechać.


~*~


- Dez, może się przejdziemy? - zaproponowałam przyjacielowi.
- No jasne - uśmiechnął się promiennie - taki ładny dzień, a my siedzimy w twoim domu.
- Tiaa. Marzenie każdego człowieka. Siedzenie w domu De La Rosów - powiedziałam z ironią i klepnęłam go w ramię. Roześmiał się.
- Oj Trish, przesadzasz - dał mi kuksańca w bok, na co wystawiłam zabawnie język - twój brat jest świetny.
- Szczególnie wtedy, gdy chce mnie rozcinać na moich urodzinach?
- I znów sarkazm - westchnął i wypchnął mnie na korytarz, bym się ubierała - ciesz się, że też tam byłem, bo byś dalej leżała w tym pudełku w dwóch częściach.
- Ale zawieść kogoś to dla ciebie normalka?
Pokiwał lekko głową, ubierając buty; poszłam za jego przykładem.
- No to kicha.
- Dlaczego? - zmarszczył brwi.
- Bo mnie jeszcze nigdy nie zawiodłeś - wyznałam szczerze, na co mnie przytulił. Nie powiem, to było miłe uczucie. A potem szliśmy ramię w ramię przez alejki parku, rozmawiając ze sobą na różne tematy.


~*~


- Dużo jeszcze zostało? - Austin marudził już od kilkunastu minut. Wkurzał mnie już lekko, ale się nie odezwałam.
- Tak, będziemy tu jeszcze stać do jutra - powiedziała Megan, a blondyn westchnął przeciągle.
- Nie przesadzaj - mruknęłam - jeszcze kilka dekoracji i po kłopocie.
- Nie wierzę, że Nelson mnie w to wpakował - powiedział zniecierpliwiony chłopak, stukając butem w podłogę. Po kilku minutach nie wytrzymałam.
- Możesz przestać? - warknęłam, na co potulnie podszedł do kolejnej drabiny i wieszając kolejną dekorację - a tak w ogóle, Megan, gdzie jest Nelson?
- Pójdę go poszukać - zaproponowała, na co skinęłam głową.
Po chwili trzasnęły drzwi od sali, a wokół nas zapanowała cisza. Za oknem już zmierzchało, a ja patrząc na gwiazdy przypinałam szpilkami serpentynę. Niestety przez moją nieuwagę ukłułam się jedną z nich lekko skórę. Poleciało kilka kropel krwi, a zawsze od niej robi mi się niedobrze. Zakręciło mi się w głowie i poleciałam do tyłu. Jednak przed upadkiem ochronił mnie Austin. W podzięce pocałowałam go w usta i uśmiechnęłam się słabo.
- Czasami myślę, że jestem wampirem - wyznałam, patrząc w jego brązowe tęczówki.
- Czemu tak sądzisz?
- Bo czuję zapach krwi i od niego robi mi się niedobrze - wystawiłam do niego język - to taki solny zapach. Zauważyłeś, że Megan coś długo nie wraca? - zmieniłam temat.
Pokiwał głową i postawił mnie na nogi. Gdy upewnił się, że stoję na własnych siłach puścił mnie.
- Może chodźmy jej poszukać, co? - zaproponował.
- Spoko. Tylko powieszę tę serpentynę i już skończymy.
- Może ja to zrobię - powiedział - za drugim razem mogę cię nie złapać, a nie chcę, by coś ci się stało.
Przyszpilił dekorację i za rękę szliśmy na korytarz, szukając swojego rodzeństwa.


~*~
NOWOŚĆ! PUNKT WIDZENIA MEGAN.


Chodziłam po szkolnych ciemnych korytarzach w poszukiwaniu przyjaciela. Nie lubiłam tu chodzić o tej porze. Szczerze, zdziwiłam się, że dyrektorka ma do mnie i Ally aż takie zaufanie. W sumie, na dole w szatni siedziały jeszcze woźne. Ale gdy się jest w samorządzie klasowym i szkolnym, to trzeba wtedy pomagać szkole.
Minęłam już kolejny zakręt. No kurcze, gdzie on jest? Miał iść tylko do toalety.
Skręciłam w następny korytarz, a na jego końcu widziałam kilka postaci. Przestraszyłam się i zadrżałam. Marzyłam o przeżyciu przygody, ale nie w ciemnej szkole! Zawróciłam prędko i skierowałam się stronę sali, by poinformować siostrę o braku Nelsona. Chłopcy ze starszej klasy ruszyli za mną. Dobrze widziałam ich zbliżające się sylwetki i ze strachu przyspieszyłam. Niestety, w sali było już zgaszone światło, a ja stałam w błędnym zaułku. Chłopacy zagrodzili całe przejście, a ja stanęłam w kącie. Przestraszona już na max'a czekałam na rozwój wypadków.
- Kogo my tu widzimy? - zaczął jeden. Poznałam w nim Stephena z VI d. Reszta to pewnie jego koleżkowie.
- Nasza mała myszka, która wrobiła nas w kozę - dopowiedział drugi, a ja się zatrzęsłam. Trzeci z kolei podszedł do mnie i zaczął bawić się moimi włosami.
- W sumie nie jest taka zła - mruknął i kontynuował zabawę, dopóki nie klepnęłam go po łapach. Nienawidziłam, gdy ktoś dotykał moich włosów oprócz kogoś bliskiego.
- Nie dotykaj mnie - przerażenie pomogło mi zdobyć się na sprzeciw.
- Bo co mi zrobisz? - warknął i złapał mnie mocno za ramię. Zabolało. Syknęłam, na co pozostali zarechotali wrednie.
Gdy już nie wiedziałam, do czego są zdolni, nadbiegł Nelson! *
- Zostawcie ją! - krzyknął. Zwrócili na niego uwagę.
Nawet się nie ogarnęłam, a zaczęła się bijatyka. Było niesprawiedliwie, bo 7 chłopaków na samego Nel'a. Chciałam pomóc, ale mnie odepchnęli. Płakałam ze strachu. Z drugiej strony nadbiegli Ally i Austin i prędko ich rozdzielili. Widocznie przywołał ich hałas.
- Co tu się dzieje? - spytała Allyson, przytulając mnie. Z płaczem wtuliłam jej się w ramię. Gdy nikt się nie odezwał, kontynuowała - powiem to jutro pani dyrektor i nie będziecie mogli przyjść na bal.
- Nelson się na nas rzucił - skłamał jeden, na co ona tylko prychnęła.
- I mam wam uwierzyć? Dla waszej wiadomości znam Nelsona bardzo dobrze i wiem, że nie pali się do bójek. Poza tym, siedem na jednego? Chyba to nie była zbyt wyrównana walka. O wszystkim poinformuję dyrektorkę.
Jeden zaczął się rzucać i chciał uderzyć moją siostrę.
- Hola, hola - Austin złapał mocno jego rękę, odrzucając ją - czy przypadkiem chłopcy nie powinni bić dziewczyn?
Naraz zaczęli wszyscy uciekać.
- Dziękuję - wyszeptałam do przyjaciela, przytulając go mocno - sama nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
I wszystko dobrze się skończyło.


********************************************


Hej! Wena przyszła i zapukała do drzwi łazienki. Znalazłam trochę czasu i jest! Trochę taki nijaki, ale jest i zostawiam go do waszej oceny.
* Pomysł jednego anonimka. Dziękuję ♥
Beznadziejnie piszę :C
Już niedługo tu będzie epilog, bo nie potrafię pisać, a poza tym zajmę się bardziej drugą historią. I dziękuję za wasze komentarze :)


Do następnego!


Cristal :-)

środa, 8 stycznia 2014

Rozdział XX

Poprzednio:


"Siedziałam właśnie w domu i zapychałam się lodami gdy zadzwonił dzwonek. Niechętnie nałożyłam kapcie na nogi i w znoszonym dresie podeszłam do drzwi. Za nimi stała Trish. Wpuściłam ją do domu.
- Ellie to suka! - wykrzyknęła, gdy tylko weszła. "






**







- Żadna nowość. Poza tym też cię miło widzieć, Trish - powiedziałam lekko znużona, wracając na kanapę. Przyjaciółka podążyła za mną.
- I powinnaś nauczyć swojego chłopaka, żeby następnym razem mówił ci prawdę - powiedziała lekko zła.
- Okej. No to cóż ona takiego złego zrobiła tym razem? - nie zraziłam się jej tonem.
- Na twoim miejscu nie byłabym taka spokojna - odetchnęła głośno - wiedźma próbuje ci ukraść chłopaka.
Wzruszyłam ramionami.
- Austin nie jest chyba na nią podatny.
- Masz rację - pokiwała głową i z kieszeni wyciągnęła kamerę. Zaciekawiło mnie to, więc usiadłam prosto - i to chyba jest jego plus.
Otworzyła klapkę, włączyła urządzenie.
- Oglądaj - nakazała. Posłuchałam jej.
Na ekranie widziałam Austina i Ellie.



- No więc o czym chciałeś ze mną rozmawiać? - spytała Ellie. 
- Słuchaj, mam już dość twoich zagrywek - warknął blondyn - chcę, byś dała mi już święty spokój. Jestem szczęśliwy z Ally.
Dziewczyna zaśmiała się gardłowo.
- Nie żartuj. Umiem odczytywać znaki dawane mi przez chłopaków, a takich wyraźnych jeszcze nie widziałam. 
Chłopak obejrzał się dookoła i wypuścił powietrze nosem. 
- Posłuchaj mnie. Powiem ci szczerze, że byłem chwilowo w tobie zauroczony. No i mi się podobałaś. Ale zdałem sobie sprawę, że jesteś na tyle pusta i beznadziejna, że nigdy nie wartoby zniszczyć tego uczucia, którym dażę Ally. Nie warto zniszczyć tego związku. A teraz powtarzam ci ostatni raz, żebyś dała NAM spokój, bo i tak nic tym nie osiągniesz. 
Moon chciał ją wyminąć, ale zatrzymała go za ramię.











Ułożyłam usta w cienką linię i odwróciłam głowę. Podobała mu się, tak? W moich oczach zebrały się łzy.
- Oglądaj dalej - wyszeptała przyjaciółka. Znów spojrzałam na ekran.



- Austy, proszę, daj już spokój. Przecież razem będziemy szczęśliwsi i ty dobrze o tym wiesz. A ja umiem uszczęśliwić na maxa mężczyznę.
Austin spojrzał na nią z obrazą.
- To znaczy, że ich już miałaś na pęczki, a ja nie jestem ani pierwszym, ani ostatnim.
- Ale to...
- Daj spokój - przerwał jej Moon -  nie chcę cię słuchać. Na razie. 
Znowu chciał odejść, ale zatarasowała mu drogę i rzuciła się na niego. Oboje wywalili się na trawę, a dziewczyna zaczęła go całować.











- Nie chcę tego oglądać - automatycznie odwróciłam głowę i znów po policzkach poleciały mi łzy.
- Czy ty choć raz możesz to do końca obejrzeć? - spytała podirytowana Trish.
Westchnęłam.



Jednak chłopak na szczęście był na to odporny, więc odepchnął dziewczynę i wstał, odchodząc szybko. Brunetka długo się za nim oglądała. *











Czas się skończył i kamera się wyłączyła, a ja opadłam na poduszki. Starał się być odporny i wierny, więc to doceniam.
- Nie chcę cię ranić jeszcze bardziej - przerwała krępującą ciszę przyjaciółka - ale ty też byłaś nieźle zauroczona Elliotem i nie mów, że było inaczej. Austina także raniłaś.
- Wiem, ale to strasznie boli - rozpłakałam się na dobre - teraz wszystko zaczyna nam się walić. Nie dogadujemy się już tak dobrze, jak wcześniej. Tata znów znika na prawie całe dnie nie tłumacząc się. Megan też ma do mnie ostatnio pretensje, bo nie potrafię mieć podzielnej uwagi na wszystkich. Ty nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, a Dez... to Dez. On nigdy się nie zmieni.
- Jak to nie chcę mieć z tobą nic wspólnego? - szatynka poczuła się trochę urażona, ale mnie przytuliła. Odwzajemniłam jej gest - tego nie powiedziałam.
- Ale wiem, że tak myślisz. Jestem dla wszystkich ciężarem. Cassidy nawet się już ze mną nie kontaktuje, a Ellie chce zamienić moje życie w piekło.
- Cassidy jest ostatnio zapracowana. Jeśli nadal tak uważasz, to pojedźmy do niej. Madison przecież się zwolniła i po prostu w sklepie jest ciężko.
- Dobra, tylko daj mi się ogarnąć - wytarłam łzy wierzchem dłoni i wstałam powoli z kanapy. Potem pobiegłam szybko na górę. Wzięłam szybki prysznic, uczesałam się w wysokiego kucyka i przebrałam w czarne szorty i białą koszulkę, ponieważ popołudniu zrobiło się ciepło. Zeszłam na dół, pomalowałam usta błyszczykiem.
Trish się do mnie uśmiechnęła.
- Podaj kluczyki, skarbie. Ja prowadzę.











~*~










*Kilkanaście minut wcześniej*


- Myślisz, że okłamywanie Ally będzie lepsze od powiedzenia jej prawdy? - spytał mnie Dez.
- To nie jest takie łatwe - schowałem głowę w dłoniach - gdyby się dowiedziała, że spotkałem się z Ellie to by mnie zamordowała.
- I myślisz, że się nie dowie? - do domu wpadła zła Trish.
- Co ty tu robisz? - spytał zdziwiony rudzielec.
- Chciałabym, żebyś mi to wytłumaczył - szatynka podeszła do mnie i wyciągnęła kamerę. Zupełnie zignorowała Dez'a. Włączyła filmik. Było widać mnie i Ellie, rozmawiających. Odwróciłem głowę i udałem zainteresowanie kwiatkom na tapecie domu - jesteś jej chłopakiem.
- No jestem. I nic złego nie zrobiłem.
- I tak to jej to pokażę - powiedziała wściekła - ona by zrozumiała, żebyś jej powiedział prosto z mostu, że idziesz z nią pogadać i wyprostować parę spraw. Ale nie, pan super fajny Moon nie umie powiedzieć prawdy! Nie umie powiedzieć dziewczynie, że druga też mu się podoba!
- Nie odważysz się jej tego pokazać.
- Ależ tak - jej oczy miotały błyskawice - i już mnie nie ma.
- Trish! - zawołał za nią Miller, ale dziewczyna już wychodziła.
- Spadaj - warknęła jeszcze i pobiegła do domu mojej dziewczyny.
- No to nie będzie kolorowo - westchnąłem, ale wiedziałem, że De La Rosa ma rację. Nie powinienem jej okłamywać.
- Chodź do Cassidy. Ona da ci radę. Ale ja prowadzę - uśmiechnął się szeroko Dez.**






~*~






- Już lepiej? - Trish prowadziła auto i kupiła mi gorącą kawę z automatu. Popijałam ją, zbierając przez otwartą szybę ostatnie słoneczne promienie przed załamaniem pogodowym.
- Dzięki - wyszeptałam.
Powiewy ciepłego wiatru rozwiewały mi włosy.
- Przepraszam, że tak gwałtownie zareagowałam, gdy mówiłaś o mnie i Dezie. Pewnie i masz rację.
- Nie, to moja wina - spojrzałam na przyjaciółkę - ja nie powinnam aż tak w to wnikać. Po prostu, wiesz jak to jest, gdy liczysz, że twoim przyjaciołom się uda i będą razem?
Szatynka kiwnęła głową, podzielnie patrząc na drogę i na mnie.
- Tak było z tobą i Moonem. Też z Millerem wam nieźle dopingowaliśmy. Dlatego się tak przejęłam plotkami na temat Moona i tej jego byłej dziuni.
- No właśnie. I liczysz, że tak właśnie będzie. To tak samo jak z ulubionymi gwiazdami z ulubionego filmu lub serialu. Na przykład Kristen Stewart i Robert Pattinson. Albo Brad Pitt i Angelina Jolie. Choć tej drugiej parze się udało.
- Zaraz, zaraz. Ty lubisz zmierzch? - przyjaciółka spojrzała na mnie zdziwiona.
Uśmiechnęłam się i machnęłam ręką.
- Szczenięce lata.
Popiłam łyka kawy i znów wyjrzałam za okno. Szybko zbliżałyśmy się do Sonic Boom'a, byliśmy niecałe dwa kilometry dalej. Właśnie mijałyśmy park i zobaczyłam parę z pieskiem. Pies był śliczny, owczarek niemiecki. Mały, słodki szczeniaczek. Właśnie w tej chwili zapragnęłam mieć własnego. Zobaczę, co da się zrobić.
Nawet się nie obejrzałam, a dojechałyśmy do centrum.
- Wstawaj, śpiąca królewno. Wysiadamy - szturchnęła mnie De La Rosa.
Wysiadłam z auta i oniemiałam z wrażenia. Po tym, jak zatrudniłam Madi i Cass nie przyjeżdżałam tu praktycznie w ogóle. A teraz odnowili trochę budynek, dostawili ogródek i fontannę oraz plac zabaw, z którego już tu było słychać dziecięcy śmiech.
Weszłam do budynku i akurat tu nic się nie zmieniło. Poszłam dokupić nam jeszcze po shake'u i pojechałyśmy ruchomymi schodami na górę. Drogę do mojego sklepiku znałam na pamięć.
Trish chwilowo zauroczyła się w bluzce wiszącej na jednej wystawie, ale ją odciągnęłam. Weszłam do sklepiku i zobaczyłam Dez'a i Austina. Oni także mnie zauważyli, a Cassidy pomachała uśmiechnięta. Chciałam wyjść, ale Traszka mnie zatrzymała i pociągnęła do środka. Westchnęłam zrezygnowana.
- Cześć - powiedziałam. Starałam się, by zabrzmiało to w miarę radośnie.
- Hej - odpowiedziała Cass - dawno nie gadałyśmy. Co u ciebie?
- Ciekawe czemu - szepnęłam z ironią - nie najgorzej.
- Trish pokazała ci filmik? - wciął nam się Austin.
- A jak myślisz? - spojrzałam na niego pochmurnie.
Spuścił głowę. Zauważyłam, że starsza siostra Moona i Trish mrugnęły do siebie.
- Gołąbeczki, chodźcie na chwilę ze mną - powiedziała blondynka i pociągnęła nas za ręce - musicie mi pomóc.
- W czym? - spytał niezbyt zainteresowany blondyn.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Pociągnęła nas do mojego pokoju na górze, gdzie walały się jeszcze moje śpiwory i karimaty. Wepchnęła nas i zamknęła pokój na klucz. No cóż, mogłam się domyślić.
Zaczęłam walić w drzwi.
- Wypuść mnie - warknęłam.
- Sorry - powiedziała z zagranicznym akcentem - ale nie wypuszczę was dopóki się nie dogadzacie. No cóż, do zobaczenia.
Zbiegła po schodach na dół i nie zapowiadało się na to, by miała nas szybko wypuścić. Oparłam się o drzwi i schowałam twarz w dłoniach. Po chwili poczułam, że Austin dosiada się koło mnie.
Nie rozmawialiśmy, po prostu siedzieliśmy.
- Ja... naprawdę cię przepraszam, Ally - wyjąkał Moon po kilkunastu minutach ciszy.
Nie odezwałam się.
- Nie wybaczysz mi, prawda?
- Co chciałeś tym udowodnić? - warknęłam - że nie umiesz mi powiedzieć prawdy? Myślałaś, że jestem kolejną dziunią, co zostawi cię z byle powodu?
- Nie myślałem tak - wyszeptał - ja po prostu... nie chciałem cię zdenerwować.
- Więc wolałeś mnie okłamać, tak? - w moich oczach pojawiły się łzy. Naprawdę dużo dziś płakałam.
- To nie tak miało wyjść. Chcę tylko wiedzieć, czy mi przebaczasz?
Wiedziałam, że moja złość nie ma najmniejszego sensu, ale naprawdę mnie to zabolało. Nie ufał mi?
- Tak - wyszeptałam - cieszy mnie to, że nie dałeś jej się omamić, więc jestem ci wdzięczna i skora ci wybaczyć.
Chłopak odetchnął z ulgą i wytarł mi delikatnie łzy.
- Ale wiesz, że Ellie tak łatwo się nie podda? Ona po prostu chce zamienić moje życie w piekło.
- Nie uda jej się to - objął mnie ramieniem - a wiesz czemu?
Zaprzeczyłam.
- Bo cię kocham i nigdy nie przestanę. I nikt tego nie zmieni. A teraz już nie płacz, bo więcej już cię nie skrzywdzę. A chociaż się postaram.
Pocałowałam go.
- Dziękuję ci. Za wszystko.






*************************************************




Cześć! Jest rozdział, cieszycie się? Tylko trzy dni :)




* Dialogi były w filmiku, a opisy były tym, co się tam działo.
** Nie wiem czemu, ale u mnie Dez i Trish po prostu uwielbiają prowadzić auto XD






A teraz do następnego ♥

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział XIX

Rano wstałam przez wpadające promienie słoneczne. Najwidoczniej wieczorem nie zasłoniłam rolet. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek - była 5.58. Dość wcześnie, do tego do szkoły mam dopiero na 9.30. Wiedziałam, że już nie zasnę więc wstałam, w garderobie wybrałam sobie ciemne rurki, fioletową tunikę i czarne balerinki. Umyłam się, ubrałam i uczesałam w warkocza. Spakowałam książki i zeszłam do kuchni. Postanowiłam sobie zrobić śniadanie - wybrałam najprostsze - płatki. Wzięłam miskę z posiłkiem i wyszłam na taras. Usiadłam w fotelu i jedząc, patrzyłam na moje osiedle. Na ulicy nie było nikogo. Zbytnio mnie to nie zdziwiło. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w śpiew ptaków. Było mi naprawdę przyjemnie. Ta cisza...
- Witaj skarbie - usłyszałam nagle koło siebie głos Austina, podskoczyłam ze strachu i zrzuciłam niechcący miskę na ziemię.
- Pogięło cię czy co?! Chcesz mnie przyprawić o pieprzony zawał serca?!
Spojrzałam na chłopaka karcąco. Miał na sobie pomięty dres, a włosy rozwalone w nieładzie. Dopiero teraz ogarnęłam, że blondyn codziennie o 6 wychodzi pobiegać.
- Kto wie, kto wie - powiedział tajemniczo - idziesz ze mną pobiegać?
Parsknęłam śmiechem.
- Ja i bieganie? Wiesz, że może i lubię kosza, ale nienawidzę biegać. Jestem na to zbyt niezdarna. Poza tym muszę posprzątać płatki, które przez ciebie rozwaliłam.
- Przeze mnie? - udał zdziwienie.
- Nie, przez Świętego Mikołaja - stwierdziłam z ironią - idź, biegnij.
Nie czekając na jego reakcję odwróciłam się w stronę drzwi, aby iść po papier czy coś, gdy złapał mnie za ramię (jak to ma w zwyczaju) i odwrócił ku sobie. Pocałował mnie delikatnie w usta, a gdy się oderwał sunął nosem po moim policzku w stronę szyi.
- Przepraszam cię za wczoraj - wyszeptał, a ja zadrżałam czując jego oddech na mojej szyi.
- Spoko - przymknęłam powieki, ale po chwili wyrwałam się z jego objęć - ale ma się to więcej nie powtórzyć.
- Jak najbardziej - uśmiechnął się lekko - Na razie, kochanie - pocałował mnie przelotnie w policzek i pobiegł w swoją stronę. Patrzyłam na niego, aż zniknął za zakrętem i stwierdziłam, że jestem dla niego za łagodna. Weszłam do domu i aż dostałam kolejnego ataku serca, gdy zobaczyłam swoją siostrę. Miała całe rozwalone włosy, aż były na twarzy. Czarny kolor tylko dodawał im uroku. Do tego jak na złość miała długą, białą koszulę nocną i była coś blada. Zupełnie jak Samara z Ringu. I weź człowieku żyj normalnie, gdy najbliższe ci osoby chcą cię zamordować.
- Coś się stało? - podeszłam do siostry i odgarnęłam jej włosy z twarzy.
- Nic takiego, tylko słabo się poczułam - powiedziała cicho i mnie objęła - przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć.
- To nic takiego - machnęłam ręką - pomóc ci się ubrać?
Skinęła głową.
- To leć do łazienki, umyj się i nałóż szlafrok. Ja posprzątam z tarasu i do ciebie przyjdę.
Wykonała moje polecenie i już po chwili można było usłyszeć odgłos trzaskających cicho schodów. Ja wzięłam papier, posprzątałam i wybrałam siostrze ubrania. Potem razem siedziałyśmy i czekałyśmy na porę wyjścia do szkoły. A uwierzcie, bardzo się nudziłyśmy.
- Ally, mam prośbę. U nas w szkole organizują bal halloweenowy, który będzie za niecałe dwa tygodnie. Nauczycielka poprosiła, czy byś mogła pomóc udekorować salę - odezwała się po dłuższej chwili milczenia Megan - Austin też tam będzie - zrobiła tzw. brewki.
- Już mnie przekonałaś - powiedziałam z przekąsem - jeśli będzie dalej się tak zachowywał, jak wczoraj to nasz związek długo nie pożyje.
Spojrzała na mnie krzywo.
- Czy aby na pewno? Czy ty dałabyś radę go zostawić, nawet błagającego na kolanach? - podpuszczała mnie.
- Mogę się założyć, że nie będzie błagał. Nieźle się dogadywał z koleżaneczką.
- Oj, przestań - siostra dała mi kuksańca w bok - nie możesz go stracić. Stracisz do niego zaufanie przez jedną lalunię, która sobie myśli, że wszystko jej wolno?
Spojrzałam w sufit.
- Zastanów się. To nienormalne i niemoralne. Zdemoralizujesz mnie. A wracając do tematu, to pomożesz?
- Jasne - uśmiechnęłam się - dziwię się po prostu, że u nas nie ogłosili żadnego balu w szkole.
Oraz to, że ma aż tyle racji. Ale tego już jej nie powiem.

~*~

- Dez, rusz swoją szanowną dupę, bo musimy jeszcze podjechać po Ally i Megan - pogoniłam przyjaciela.
- Trish, daj mi chwilę. Muszę znaleźć moją komórkę - odpowiedział, a ja westchnęłam.
- Masz ją w tylnej kieszeni spodni, geniuszu.
Wsadził tam rękę i zdziwiony popatrzył na swój telefon.
- Wow, magia, nie? - spytałam z przekąsem i założyłam ręka na rękę.
- No też - miał szeroko otwarte usta - ale gdzie ty mi się patrzysz, kochanie?
Spaliłam buraka, a rudzielec zachichotał.
- Oj, choć już - powiedziałam szybko, ciągnąc go za ramię - nie kocham się w tobie, geniuszu.
- Cały czas powtarzasz geniusz, ale z czasem wątpię, żeby chodziło o prawdziwe znaczenie tego słowa.
Zaklaskałam mu, uśmiechając się sztucznie.
- Może za to odkrycie jeszcze mam ci nobla dać? - ironia dała mu się we znaki, bo się wzdrygnął.
- Przydałoby się - odzyskał zimną krew i znowu głupkowato się uśmiechnął.
Pokręciłam niedowierzająco głową, zamknęłam dom i popchnęłam chłopaka w stronę jego auta.
- Ja prowadzę.

~*~

Wyszłam z domu i razem z siostrą czekałyśmy na przyjaciół, którzy mieli po nas podjechać. Austin podobno miał zajść do Cassidy, więc razem z Nelsonem przyjdą o godzinę później do szkoły. Trochę się nudziłyśmy, dlatego usiadłyśmy na przystanku. Po chwili do nas podeszła dziwnie znajoma dziewczyna, którą niezbyt znałam. Ale na 100% widziałam.
- Witaj Ally - powiedziała lodowatym głosem.
- Hej? - powiedziałam niepewnie.
Po chwili mi się przypomniało. Pożar w naszym starym domu (nowy dom kilkanaście domów dalej od starego, wciąż blisko Austina - od aut.), wykorzystanie Elliota, mój prawie pierwszy pocałunek z Moonem.
- Angela - warknęłam.
- Mi też miło cię widzieć - powiedziała identycznie jak przed chwilą, nic nie wskazywało na zmianę tonu.
- Nie stać mnie na powiedzenie tego samego.
- I to kolejna twoja wada - warknęła.
Zaśmiałam się sztucznie.
- Wciąż nie wiem, co Austin w tobie widzi.
- Nadal trzymasz do mnie urazę? - spojrzałam na nią pytająco - przecież masz Elliota.
- Ja go nie kocham. To zawsze chodziło tylko o Austina i ciebie. Wynajęłam go i omamiłam, by rozwalił wasz idealny związek.
- A nie słyszałaś nigdy o powiedzeniu, że jeżeli kogoś kochasz to daj mu wolność? - trochę złagodniałam - naprawdę mi przykro, że cię zraniłam. Nie chciałam tego.
- Ta twoja niewinność jest okropna - jej oczy zwilgotniały - wszystkich umiesz wokół siebie omamić. Gdy tylko tu przyjechaliśmy razem z Austinem on gadał tylko i wyłącznie o tobie : jaka to Ally jest super, idealna, śliczna i w ogóle. Elliot też przez to samo przechodził, ale teraz zaczął chodzić na zapasy, więc się trochę poprawił.
Zauważyłam, że po drugiej stronie ulicy zaparkował znajomy samochód, a po chwili Dez machał do nas z całej siły, uśmiechając się szeroko.
- Naprawdę cię przepraszam. Nie zamierzałam cię ranić ani odbierać chłopaka.
Wstałam delikatnie, trzymając Megan za rękę.
- Znajdziesz też kogoś dla siebie. Tylko nikogo nie wykorzystuj - zagroziłam jej palcem zabawnie i uśmiechnęłam niepewnie - a teraz przepraszam, ale muszę iść do przyjaciół. Do zobaczenia.
Nie odważyłam się, żeby ją przytulić więc dotknęłam lekko jej ramienia i uśmiechnęłam się ponownie dając znak, że jeszcze nie wszystko jest stracone. Że może odzyskać moje zaufanie. Zaufanie Austina, naszych przyjaciół. Że w końcu też znajdzie sobie tego jedynego, a za kilka lat będzie się śmiała z tego wszystkiego, zapewne opowiadając tą historyjkę dzieciom przytulając się do męża. Chyba też tak to odebrała, bo uśmiechnęła się smutnawo.
- Do zobaczenia - wyszeptała i patrzyła, jak odjeżdżamy spod przystanku.

~*~

- Weź go zabierz ode mnie - z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciółki - Dez od samego rana próbuje mi wmusić, że jestem w nim zakochana, bo wiedziałam, że jego telefon jest w jego tylnej kieszeni spodni - na przerwie nie było tak źle. Wciąż wypatrywałam przyjścia Austina, ledwo kontaktując z rzeczywistością. Czy ja naprawdę chcę się zaprzyjaźnić z Angelą? Trochę jednak przez nią wycierpiałam, ale przecież ludzie się zmieniają. I im się wybacza.
- Dez, uspokój się - powiedziałam łagodnie, uśmiechając się do dokuczających sobie przyjaciół - zachowujecie się jak dzieci.
- Ale ona na 100% jest we mnie zakochana! - bronił się chłopak.
- Skoro ty tak próbujesz udowodnić swoje racje, że ona cię kocha to znaczy, że chcesz, żebyście byli razem. Czyli ty także ją kochasz - zauważyłam filozoficznie i znów spojrzałam na telefon. Dostałam sms-a od Austy'ego. A oboje ich wpieniłam. Nie odezwali się ani słowem, rumieniąc się.

Zaraz będę. Czekaj pod salą od angielskiego. Całuski.

Uśmiechnęłam się jak głupia do telefonu. Cieszę się, że Megan udowodniła mi, że nie chcę za wszelką cenę go stracić. To takie nierealne. Po chwili zauważyłam Moon'a. Uśmiechał się szeroko. Przyjaciele siedzieli obojętnie oparci o ścianę. Żadne nie odezwało się ani słowem odkąd wygłosiłam całą prawdę. Chłopak usiadł koło mnie i pocałował mnie w policzek.
- A im co? - spytał lekko zdyszany.
Złapałam go za rękę.
- Wciąż nie chcą się przyznać, że się kochają.
- A się kochają? - spytał zdziwiony.
Pacnęłam się w czoło.
- Sherlockiem nie będziesz.
Zadzwonił dzwonek, a ja pożegnałam się z ukochanymi osobami. Austy i Dez mieli biologię, ja angielski, a Trish fizykę.
- Powodzenia - szepnęłam do szatynki, bo właśnie miała sprawdzian ze znienawidzonego przedmiotu.
- Nie dziękuję - wystawiła język i poszła w swoją stronę. A już po chwili siedziałam samotnie w mojej ławce oddając się łasce pani Brown.

~*~

Na szczęście wf mieliśmy wszyscy razem. Czekałam właśnie z Dezem na Austina i Ally. Od tamtej przerwy nie zamieniliśmy ani słówka. Nie rozumiałam tego.
- Jak ci poszła fizyka? - zaczęłam temat nieśmiało.
- Nieźle - odpowiedział obojętnie.
- Dez - powiedziałam z prośbą w głosie - proszę, spójrz na mnie.
Chłopak popatrzył smutno. Spojrzał mi w oczy i odwrócił wzrok.
- Przepraszam za to wszystko - powiedział cicho.
- Ja też cię przepraszam. I chcę ci powiedzieć, że...
Przerwał mi trzask drzwi wypadających z sali od chemii uczniów. Zauważyłam w tej grupce rozbawionych Austin'a i Ally.
- Hej - powiedział Austin wesoło i objął kumpla ramieniem - jak tam?
- Coś mi się wydaje, że w czymś im przerwaliśmy - powiedziała Ally wybuchając śmiechem.
- Oj Ally - pociągnęłam ją mocno za ramię, aż pisnęła - możesz przestać się wtrącać do mojego życia prywatnego?
Spojrzała na mnie poważnie.
- Ale ja tylko żartowałam. Z resztą od przeznaczenia nie uciekniecie. I tak wiem...
- Wiesz, że za kilka miesięcy ja i ten dupek będziemy razem. Ta, ta. Ale możesz przestać się wtrącać? To moje prywatne sprawy - warknęłam trochę za ostro. Popatrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami - powiedziała smutno. Wiedziałam, że ją zraniłam. Wiedziałyśmy o sobie wszystko. O wszystkim rozmawiałyśmy i prawie wszystko razem przeżyłyśmy.
- Ja przepraszam - powiedziałam płaczliwie, ale dziewczyna już zaczęła odchodzić - Ally!
Nie odwróciła się. Poszła sama na salę gimnastyczną ze zranionym sercem.
Nie powinnam tego mówić. Przecież też się do niej przyczepiałam gdy chodziło o nią i Austina.

~*~

Stałam właśnie koło Moona na sali gimnastycznej, prawie maksymalnie odsunięta od przyjaciółki. Już nie byłam zła tylko trochę smutna, ale musiałam sobie trochę pomyśleć. Ona miała rację. Niepotrzebnie gadałam głupoty i przyczepiałam się własnych przyjaciół.
Byłam też trochę nerwowa, bo mieliśmy też wf z Ellie. Aż się bałam jaki numer teraz odstawi. Miałam nadzieję, że da sobie dziś spokój, ale strasznie się myliłam. Zgadniecie, co zrobiła?
Nałożyła króciutkie spodenki, które ledwo zakrywały jej dupę i koszulkę, która odsłaniała jej brzuch. No ta dziewczyna jest zdrowo powalona! A teraz szła w naszą stronę uśmiechając się głupkowato. Gdy podeszła całkowicie zignorowała moją obecność i zaczęła się przystawiać do Austy'ego. Zawrzało we mnie. Nie wiem czy to ze względu na to, że tu byłam razem z nimi i wszystko widziałam albo to było bardzo szczere, ale Austin odepchnął ją od siebie i popatrzył z niesmakiem na jej strój. Potem objął mnie ramieniem dając do zrozumienia, że jest już zajęty. Ellie patrzyła na niego z bólem w oczach, widziałam także wzrok Jessici, która patrzyła na niego z podziwem. No cóż, nie każdy ma takiego w miarę wiernego chłopaka.
- Kocham cię - wyszeptałam i splątałam jego palce ze swoimi.
- Ja ciebie też.

~*~

Austin oznajmił mi po lekcjach, że nie wpadnie do mnie, bo musi się z kimś spotkać. Gdy spytałam z kim zrobił się trochę nerwowy i powiedział, że z kolegą. Nie uwierzyłam mu, ale przecież mogę dać mu swobodę. Oby to tylko nie była Ellie...
Siedziałam właśnie w domu i zapychałam się lodami gdy zadzwonił dzwonek. Niechętnie nałożyłam kapcie na nogi i w znoszonym dresie podeszłam do drzwi. Za nimi stała Trish. Wpuściłam ją do domu.
- Ellie to suka! - wykrzyknęła, gdy tylko weszła.

******************************************************

Cześć! Nie wiem, jak mam się tłumaczyć. Może tym, że całkowicie nie mam weny? A ten rozdział wyszedł mi całkowicie beznadziejnie! Więc sami widzicie. Nie wiem już, jak opisywać dane sytuacje, żeby wam się spodobało.
Ale będę to kontynuowała.
Dzięki za 11 komentarzy :)
Do następnego ;)