wtorek, 24 czerwca 2014

Zapraszam!

Zapraszam was na bloga, którego będę prowadzić wraz z Szanell Torres ♥
http://fight-for-this-love-raura.blogspot.com/

poniedziałek, 12 maja 2014

Epilog

Okazało się, że jestem w ciąży. Po ośmiu miesiącach urodziłam prześliczną córeczkę Kate, która szybko podbiła serca naszej rodziny. Miała w sobie coś po mnie i po Austinie. Pół na pół. Przypadły jej jeszcze śliczne piegi po mojej zmarłej mamie.
Cassidy przestała już wierzyć, że jej się uda, gdy nagle Dustin znalazł dawce. Po kilku tygodniach blondynka wyszła ze szpitala, a teraz nadal próbuje wrócić do pełni życia i zdrowia.
Cynthia okazała się podłą żmiją. Megan miała rację - ruda małpa zdradzała naszego ojca. Przeprosił nas, a my wybaczyłyśmy mu. Przecież to nasz ojciec, prawda?
A Megan i Nelson? Są przeszczęśliwi z myślą, że są rodzeństwem.
Dustin oświadczył się Cassidy, a ona z wielką radością rzuciła mu się w ramiona. Ślub odbył się niedawno, a w drodze na świat jest kolejna mała istotka.
A co z Trish i Dezem? Nie są już parą, ku naszemu smutkowi, ale rudzielec i szatynka nadal się ze sobą przyjaźnią i utrzymują ze sobą kontakt. Nadal jesteśmy taką paczką najlepszych przyjaciół.

Teraz właśnie siedzieliśmy z Austinem na werandzie naszego domu. Blondyn siedział na bujanym krześle, ja na jego kolanach, a mała Kate w wózku obok nas. Zachodziło słońce, a ostatnie promienia tego dnia błysnęły nam w oczy i zniknęły, by znów jutro nas powitać.
Wtuliłam się z całych sił w mojego chłopaka. W mojej głowie pojawiła się przykra myśl, że Austy może mnie kiedyś zostawić. Zostawić mnie samą z Kate, ale wierzyłam, że tego nie zrobi. Przecież to Austin. Mój kochany, przesłodki Austin, który poprosił mnie, abym wstała.
- Allyson. Wiem, że to tak strasznie nieoficjalnie. Kocham cię całym moim sercem, tak samo jak naszą córeczkę i nie wyobrażam sobie życia bez was. Kocham was o poranku, wieczorem i w południe, kiedy szykujesz się do kolejnego dnia na studiach. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Przez dłuższy czas nie umiałam wydusić ani słowa. Stałam jak jakaś upośledzona, z szeroko otwartymi ustami, a ręce mi zadrżały.
- Tak! - krzyknęłam z wielką radością i rzuciłam się blondynowi na szyję.
Po chwili obdarowywaliśmy się pocałunkami, które były tylko małą cząstką naszej wspólnej wieczności.

*****************************************

Witam was.
Nie chciałam tego kończyć tak wcześnie, ale nie miałam wyboru. Zawodziłam nie tylko was, ale i siebie. Nie przybywało mi żadnych pomysłów na nowy rozdział.
Jest mi naprawdę przykro. To jest mój pierwszy blog i gdyby nie on, nigdy nie zrozumiałabym, że kocham pisać. Dziękuję za ponad 23 tysiące wejść i mnóstwo motywujących komentarzy.
Mam tylko małą prośbę.
Wszyscy, którzy czytali kiedykolwiek tego bloga i przeczytali te zakończenie, niech napiszą jakikolwiek krótki komentarzyk. Chcę sprawdzić, ile miałam wspaniałych czytelników.
Ze łzami w oczach żegnam was, ale zapraszam na pozostałe blogi.

www.rauraandr5-myhistory.blogspot.com
www.raura-r5-my-story.blogspot.com

To tam będą się pojawiać rozdziały.
Pozdrawiam was i całuję :) xx






poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 28

- Ale... ale jak to możliwe? Dustin wie? - zadawałam przyjaciółce kolejne pytania.
- Nie wiem - rozpłakała się jeszcze bardziej - Dustin nie wie. Był ze mną, ale skłamałam, że nic mi nie jest. I tak będę musiała w końcu powiedzieć mu prawdę.
Przytuliłam ją z całej siły.
- Cass, już dobrze. Cii - próbowałam ją uspokoić.
- Nic nie jest dobrze! - gwałtownie wstała, zrzucając moją rękę - niedługo umrę, bo zapewne nie znajdzie się dawca! I to wtedy, kiedy wszystko w końcu zaczęło się jakoś układać.
- Cassidy, spokojnie - Austy posadził ją na kanapie - na pewno znajdziemy dawcę. Musisz być silna. Dasz radę. Wierzymy w ciebie. Musisz walczyć i nie możesz się tak po prostu poddać.
Wytarła po raz kolejny twarz chusteczką i pokiwała głową.
- Może i masz rację. Mogę zostać sama? - spytała kulturalnie.
Zgodziliśmy się. Nie było żadnego sensu męczyć ją rozmową. Najważniejsze jest, aby ułożyła to sobie w głowie. Złapałam Austina za rękę. Splątał nasze palce, a ja położyłam mu głowę na ramieniu.
- Kto by uwierzył? - spytał mnie retorycznie - wszystko było okej. Cass była zdrowa, żadnych objawów.
Wzruszyłam ramionami.
- Życie jest nieprzewidywalne. Mam nadzieję, że mamy dość siły, aby jej pomóc.
- Chyba niedługo położą ją do szpitala. Stan będzie się jej pogarszać. Nie rozumiem. Najpierw rodzice, teraz ona. Ja chyba naprawdę mam pieprzonego pecha.
Przytuliłam go. Weszliśmy do naszego pokoju. Blondyn położył się, a ja usiadłam obok niego. We wnętrzu jego dłoni kręciłam palcem kółka, aby go uspokoić. Nawet nie zauważyłam, gdy zasnął. Nakryłam go kocem, pocałowałam go w policzek i ułożyłam koło niego.
- Kocham cię, Austy.

~*~

Cassidy po kilku godzinach wyglądała jak nowo narodzona. Widać było, że mocno się starała, aby z jej twarzy zniknęły wszystkie oznaki słabości. Teraz stała w kuchni i robiła kolację, na której miał pojawić się również Dustin.
- Co będzie? - spytałam, dotykając lekko jej ramienia.
Odwróciła się i posłała mi słaby uśmiech.
- Spaghetti.
Znów zaczęła mieszać jedzenie w garnku.
- Naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Nie będę się bawiła w psychologa i mówiła teksty typu "wiem, co czujesz", bo tak naprawdę nie wiem. Ale chcę ci jakoś pomóc.
Przyjaciółka odłożyła łyżkę, zmniejszyła gaz i przytuliła mnie mocno.
- Wystarczy, że wszyscy będziecie koło mnie.
- Na pewno kogoś znajdziemy. Wyzdrowiejesz, zobaczysz. Trochę wiary.
Pogłaskała mnie po włosach jak troskliwa starsza siostra.
- Nadzieja matką głupich - wyszeptała.
Pokręciłam przecząco głową i odsunęłam się od niej lekko.
- Cassidy, masz pokręcony punkt widzenia. Trzeba wierzyć. Nie będziesz walczyła? Dla mnie, Austina? Nelsona? Dustina?
- Będę, ale jestem realistką, Ally. A nadzieja prowadzi do głupoty.
Westchnęłam.
- Stań się optymistką. Realiści są przereklamowani.
Zaśmiała się.
- Postaram się, okej? Ale niczego nie obiecuję.
Pokiwałam głową.
- Pomóc ci jakoś?
- A co z Austinem? Dziećmi?
- Austin śpi, a Megan z Nelsonem bawią się w jego pokoju.
- Możesz rozłożyć talerze i sztućce.
Starałam się cały czas poprawić jej humor. Żartowałyśmy, rozmawiałyśmy o wszystkim, ale pomijałyśmy temat choroby. Wiedziałam, że powrót do negatywnych myśli niczego nie uratuje ani w niczym nie pomoże.
Po kilkunastu minutach zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Idź otwórz, Ally. Ja ponakładam jedzenie.
Poszłam. Otworzyłam drzwi, a za nimi stał Elliott.
- Czego tu chcesz? - warknęłam - pocieszenia? pomocy? dla złodziei nie pomagamy.
- Chciałem cię tylko przeprosić. Jest jakaś szansa, że mi kiedykolwiek wybaczysz?
Zazgrzytałam zębami.
- Myślisz, że jedno przepraszam wszystko załatwi? Że znowu będzie fajnie? Zraniłeś nie tylko mnie, ale też mnóstwo innych osób! Okradałeś je! Wyjdź stąd!
Zaczęłam go popychać, ale stał niewzruszony.
- Ile razy mam powtarzać te słowa?
- Słowa są gówno warte, wiesz? One nic nie naprawią.
Zobaczyłam z daleka idącego Dustina.
- Idź stąd.
- Nie.
- Dustin! Chodź tu szybciej!
Chłopak przyspieszył.
- Możesz mu coś powiedzieć? Nie chce stąd iść.
- Koleś, może się ruszysz. Ally nie chce z tobą rozmawiać.
- Bo co mi zrobisz?
Boże. Boże. Boże. Dustin jest niecierpliwy i szybko traci panowanie nad sobą. Przyłożył dla Elliotta, który mu oddał. Chłopcy bili się pod drzwiami Moonów, a ja nic nie potrafiłam zrobić.
- Cassidy, pomóż!
Przyjaciółka przybiegła po chwili. Zaczęłyśmy ich rozdzielać.
- Wyjdź stąd, śmieciu - warknął Dustin.
- Kotku, spokojnie - Cass złapała go za twarz i pocałowała w usta, aby się uspokoił - już wszystko dobrze. Chodź, zrobiłam kolację. Allyson, idź zawołaj Austina.

~*~

Siedzieliśmy. Zła atmosfera minęła, a my dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie. Jadłam bardzo dużo, co zdziwiło nie tylko mnie, ale i resztę.
- Ally, wszystko w porządku? Jesz, jakbyś nic nie jadła od wieków - Austy objął mnie ramieniem.
- Nie wiem, co się dzieje - jęknęłam.
Nagle poczułam mdłości i uciekłam z kuchni, biegnąc w stronę toalety. Zwymiotowałam, a blondyn stał i podtrzymywał moje włosy.
- Nie chcę, byś na to patrzył.
- Pamiętaj, będę przy tobie w zdrowiu i chorobie.
Umyłam twarz.
- Kocham cię - cmoknął mnie w usta.
- Ja ciebie też. I to sto razy mocniej!

**********************

Mogę się zadźgać? Brak jakiejkolwiek weny. Nie wiem, kiedy kolejny :< Nie umiem nic wymyślić i piszę o głupotach.


niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział XXVII

Już od kilku dni siedzimy na głowie Moonów. Cassidy i Austin mają już dość moich narzekań, czy im nie przeszkadzamy. Kazali mi się po prostu zamknąć i siedzieć na czterech literach, ile będzie mi się podobało.
Ojciec nie odezwał się do nas ani razu. Najwidoczniej trzyma do nas urazę, że nie zaakceptowaliśmy jego 'żony idealnej'. A Cynthia? Ta kobieta ma wprawę. Najpierw wykurzyła nas z domu i otumaniła tatę, groziła mi szkołą z internatem, a teraz, gdy ją śledzimy nie mamy na nią żadnych dowodów. Albo faktycznie jest niewinna, albo stara się taką udawać. I kieruję się do drugiego podpunktu, bo gdyby była niewinna i idealna, to by nie próbowała ukraść pieniędzy. Raz nawet tutaj przyszła i domagała się jej zwrotu. No chyba śni!
To są pieniądze przeznaczone dla mnie i Megan od mamy i dawnego taty.
Codziennie rozmawiam z Cassidy, która już nie pracuje w Sonic Boomie. Powiedziała, że nie będzie pracować u osoby, która mnie zraniła. Rozmawiamy o wszystkim, co chcemy. Okazało się, że Cass chodzi z Dustinem, którego poznała w kawiarni. Chłopak był po zawodach miłosnych. Był w tej samej kawiarni, czekając na dziewczynę z kwiatami i czekoladkami, ale ona go wystawiła. Moon chciała go pocieszyć i zaprosiła na kawę. Dał jej róże i słodycze, a potem poznawali się co raz lepiej. Mają wiele wspólnych zainteresowań. Razem uważamy, że to strasznie romantyczne. Teraz tylko pytanie - kiedy ślub?
A ja i Austin? On jest naprawdę kochany, w co nigdy nie wątpiłam, ale no cóż... Zaprosił mnie na pierwszą oficjalną randkę. Blondyn wynajął łódkę i popłynęliśmy w rejs po morzu. Zjedliśmy tam kolację, a późnym wieczorem, trzymając się za ręce, szliśmy po rozgrzanym piasku po plaży. Układa nam się doskonale, a wszyscy dookoła sądzą, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
Trish chodzi z Dezem. Nic dziwnego, iskry między nimi można było już zauważyć od początku. Ich związek jest trochę... dziwny i nienormalny (bo oboje uwielbiają Zalienów i z różnych innych powodów), ale ogromnie się cieszę ze szczęścia moich przyjaciół.
Dru nadal spotyka się z Ryanem i wydaje się, że przy nim promienieje. Kolejna zaleta.
Ale wiadomo, że szczęście nie może trwać wiecznie. Zawsze coś musi się rozwalić.

Siedzieliśmy w piątek przy stole, czekając na robione przez Cassidy śniadanie. Dziewczyna zaprosiła Dustina, więc my też mogliśmy go lepiej poznać. Chłopak był miły i szarmancki oraz inteligentny, ale miejscami wredny i złośliwy. Ciekawe, co? Miły i wredny.
- Gotowe! - blondynka podała nam na talerzach jajecznicę, do szklanek nalała soku, a sama usiadła na kolanach swojego chłopaka i wpatrywała się w nas. Austin trzymał moją rękę pod stołem, a Megan rozmawiała półszeptem z Nelsonem.
- No więc. Czym się zajmujesz, Dustin? - spytał Austin.
Zauważyliście, jakie mieli podobne imiona? Obojgu to się spodobało i pomogło jeszcze bardziej zakolegować. Nigdy nie zrozumiem facetów.
- Uwielbiam sport, a pracuję na pół etatu w sklepie właśnie ze sprzętem sportowym. I w weekendy chodzę na studia medyczne.
Pokiwałam głową z uznaniem.
- No nieźle - uśmiechnęłam się - widać Cassidy, że trafił ci się ideał.
Blondynka wybuchnęła śmiechem.
- Mój ideał - pocałowała chłopaka prosto w usta - i cieszę się, że zaproponowałam mu tą kawę. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez niego.
- Cass, daj spokój - zaśmiał się Austin - jakbyście byli sobie przeznaczeni, to bylibyście razem tak czy siak.
Dziewczyna zrobiła zabawną minę, na co zachichotałam.
- Być może - powiedziała - ale to byłoby za kilkadziesiąt lat.
Blondyn pokręcił niedowierzająco głową.
- Idziemy do szkoły. Do zobaczenia później - rzekłam, cmoknęłam przyjaciółkę w policzek i wyszłam ramię w ramię z Austinem z domu.
Przed nim stał już wóz Dez'a, a obok niego stał właściciel i jego dziewczyna.
- Heej! - zaćwierkałam i przytuliłam mocno Trish - tak dawno was nie widziałam - objęłam rudego.
Mój chłopak przybił z Perado żółwika.
- Trochę to trwało, ale już jesteśmy wszyscy razem. Opowiadaj, co tam u was? - szatynka pociągnęła mnie za ramię.
- U nas? Chyba u was jest trochę bardziej ciekawie - uśmiechnęłam się łobuzersko.
Dziewczyna spaliła buraka.
- U nas? Ciekawiej? - spytała nienaturalnie wysokim głosem - chyba żartujesz.
Pokręciłam przecząco głową i patrzyłam wyczekująco na przyjaciółkę.
- No co? - podniosła ręce w geście obrony - w ciąży nie jestem, prawda?
Zachichotałam. Zapowiadał się wspaniały dzień.

~*~

W szkole już nie było tak kolorowo. Nauczycielka z biologii zrobiła nam kartkówkę, do której byłam kompletnie nieprzygotowana. Jessica znów pokazywała swoje pazurki i próbowała nam za wszelką cenę dopiec. A do tego pokazała się Angela, więc nie byłam pewna, czy Austin przypadkiem nie wpadnie w jej sidła.
Siedziałam sobie na czwartej lekcji, ze znużeniem wpatrując się w tablicę, na której matematyczka zapisywała skomplikowane, według niej, wzory, które ja miałam opanowane już w paluszku. Austin wydawał się być nieobecny, więc go nie nęciłam rozmową. Ale napisać na karteczce można.
Wyrwałam nieduży kawałek z zeszytu i napisałam nieczytelnie "Co się stało?"
Gdy podawałam mu ją, spojrzał na mnie i uśmiechnął się słabo.
A potem zaczął pisać.
"Nic, po prostu wspomnienia. To wszystko... Po prostu. Angela prawie zniszczyła naszą przyjaźń, wszystko, co nas łączyło. A teraz mnie męczy, bo chce, abym cię zostawił i wrócił do niej. Od rana pisze SMS-y i nie daje mi spokoju".
Westchnęłam. Myślałam, że da sobie spokój z moim chłopakiem.
- A co tu się dzieje? - usłyszałam nad swoją głową ponury głos profesor Smith - mogę to skonfiskować?
Wskazała na karteczkę.
- Nie - odpowiedział krótko Austin i schował ją do kieszeni - już nie będziemy. Obiecujemy.
Kobieta odeszła pod tablicę, wysyłając nam co chwilę ostrzegawcze spojrzenia.
A gdy zadzwonił dzwonek, pochowałam szybko książki do torby jak popadnie i wściekła wyszłam z sali. Szukałam Angeli. Jak ona śmie? Myślałam, że się poprawi i w końcu da nam spokój. Ale najwidoczniej należała ona do osób, które nigdy się nie zmieniają. Zupełnie jak Jessica. Niby wszystko ostatnio było w porządku, a teraz znów nam dokucza.
Znalazłam ją przy szafce.
- Ty - warknęłam do niej - co ty sobie wyobrażasz?!
- Co ty ode mnie chcesz, co? Jesteś jakąś wariatką czy co? Co ci znowu zrobiłam?
Prychnęłam.
- Już ty dobrze wiesz co. Już nie dość szkody wyrządziłaś? Musisz dalej próbować zabrać mi Austina?
Nawet się nie obejrzałam, a koło mnie stali Moon, De La Rosa i Perado. Ten pierwszy położył mi rękę na ramieniu.
- Ale o co ci chodzi? - próbowała wyglądać niewinnie, ale już dość znałam jej sztuczki.
- O to, że chcesz za wszelką cenę mnie skrzywdzić. O to, że chcesz odebrać mi Austina. To nie wystarczy? - mój głos brzmiał jak ostra brzytwa.
- Ally, daj spokój - Austy próbował mnie uspokoić - chodź. Jeśli mi ufasz, to zostaw ją.
Złagodniałam.
- Ufam ci. Nie ufam jej.
- Chodź. Daj spokój, już i tak do niej nie wrócę.
Po chwili westchnęłam zrezygnowana i odeszłam z moimi przyjaciółmi w stronę stołówki.

~*~

Dez odwiózł nas też do domu. Pożegnaliśmy się z nim i Trish i weszliśmy do środka.
Tam na kanapie siedziała zapłakana Cassidy.
- O Boże, Cass, co się stało? - podbiegłam czym prędzej do przyjaciółki.
Przytuliłam ją, a ona ufnie położyła mi głowę na ramieniu.
- Czy to Dustin? Spiorę mu tyłek - Austin starał się brzmieć jak idealny brat.
- Nnnniee, to nnie on - wydukała przez płacz - byłam dziś z nim u lekarza... iiii...
- Jesteś w ciąży, tak? O to chodzi? - próbował zgadywać Austy.
- Nnnie... Mam białaczkę...

**************************************

Hejka wszystkim moim czytelnikom! ♥
Co tam u was? U mnie dobrze! Humorek się poprawił, ale jutro do szkoły :C
Jak się podoba rozdział? Liczę, że będziecie komentować ;)
Następny już niedługo ♥




wtorek, 25 marca 2014

Rozdział XXVI

Obudziły mnie promienie słońca i lekkie mrowienie na policzku. Otworzyłam leniwie oczy i zobaczyłam nad sobą roześmianego Austina, który patrzył prosto na mnie. Włosy miał ułożone w nieładzie, pewnie niedawno wstał. Przeciągnęłam się i mruknęłam.
- Takie ranki to ja mogę mieć zawsze - wymamrotałam.
Wybuchnął śmiechem.
- Może niedługo.
Momentalnie ożyłam. Czyżby mówił o ślubie? Nie, na pewno nie. Na to jest za wcześnie. Przecież on jest odpowiedzialny.
Przeturlałam się na brzuch i prawie spadłam z łóżka, kiedy chłopak mnie przytrzymał.
- Dzięki. Co na śniadanie?
Zbiłam go z pantykału.
- No co? - spytałam go wesoło - budzisz mnie to może i zrobisz śniadanie, co?
Pokręcił przecząco głową.
- Nie potrafię.
Prychnęłam.
- Jasne. Robisz najlepsze naleśniki jakie jadłam. Kłamca mój kochany - cmoknęłam go w usta.
Zrobił brewki.
- Ale twój - dopowiedział i znów mnie pocałował.
- Koniec tych czułości. Jestem głodna. Chcę śniadanie!
- Chodź, zrobimy je razem.
Odpłaciłam mu się szerokim uśmiechem. Złapałam go za rękę i pociągnęłam na dół. Miał na sobie starty dres i t-shirt. To była jego piżama odkąd pamiętam. Od dzieciństwa miał te same upodobania. Zupełnie jak ja.
- Chcesz nauczyć moją dobrą koleżankę gry na gitarze?
Jęknął.
- Która tym razem?
Zmarszczyłam czoło.
- To pierwsza, którą do ciebie posyłam. I ma mi ciebie na zabierać - zastrzegłam.
- Nie bój nic, królewno.
Zeszliśmy razem na dół. W domu było cicho i zapewne każdy spał. Megan już widziałam przez szparkę w drzwiach, a ojciec wrócił do domu późnym wieczorem.
- Idź do kuchni, ok? Ja tylko podrzucę śmieci pod dom, bo niedługo będzie za późno.
Blondyn pokiwał głową. Ja wyszłam na werandę, postawiłam worki koło kosza i wzięłam gazetę z podjazdu. Dziś ona była dość wcześnie. Zaczęłam czytać pierwszy króciutki artykuł.
"Nowy złodziej w Miami. Mamy zdjęcia!"
Uniosłam brwi do góry, a potem otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. Tam były zdjęcia kradnącego Elliota! Zdenerwowana weszłam do kuchni, gdzie Moon szykował mąkę i inne składniki potrzebne do naleśników.
- Słuchaj - mruknęłam - ostatnio w Miami dostrzegliśmy nowe kradzieże. Złodziejaszek nie ukradł na razie nic cennego, ale to się od tego zaczyna. Mamy nadzieję, że policja w końcu złapie młodego złodzieja. Kto wie, kim jest ten młody człowiek, proszony jest o zgłoszenie się na komisariat.
- Kto to? Cassidy?
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- To nie wiem. Twój tata? A może ta cała Cynthia?
Walnęłam go w ramię.
- Nie gadaj głupot. Młody, rozumiesz? Tu są zdjęcia Elliota! O cholera, przyjaźniłam się z złodziejem!

~*~

Całe śniadanie milczeliśmy. Nie wiedzieliśmy, co mamy mówić. No bo co omawiać? Chłopak, którego myślałam, że znałam, jest cholernym złodziejem! Austin go nienawidził i podejrzewał o najgorsze, więc go zbytnio nie zdziwiła ta wieść.
- Chyba musimy iść na policję.
- No chyba - stwierdziłam ostro - zostałam wychowana na poszanowaniu prawa i ty dobrze o tym wiesz.
Przerastała mnie ta cała sytuacja. Taka nowa. Okej, tata też nigdy nie był święty, ale nigdy nie kradł.
- Przepraszam. Jestem przewrażliwiona - wstałam od stołu i pocałowałam go w policzek - daj, pozmywam, a potem zobaczę pieniądze na czarną godzinę. Pójdziemy na zakupy, bo w lodówce pustki.
Pokiwał głową i dał mi wolną wolę. Wzięłam naczynia i pozmywałam je w zlewie. Wytarłam ręce ścierką i wróciłam do salonu.
- Pójdę się tylko ubrać - mruknęłam i pognałam na górę.
Ubrałam się w czarne jeansy i bluzkę w kratkę. Na nogi nałożyłam trampki, a włosy uczesałam w koka.
- Gotowa - podskoczyłam w miejscu i go przytuliłam.
Pod moją nieobecność przebrał się i uczesał. Potargałam go po włosach.
- Zaczekaj chwilę.
Skierowałam się w stronę skrytki z pieniędzmi. Mnóstwo z nich zostało jeszcze z czasu życia mamy, a jedna czwarta z pracy taty. Było tam ponad dziesięć tysięcy. Szłam przez znane i kochane korytarze domu, aż doszłam na miejsce.
Tam stała Cynthia. Na sobie miała szlafrok i kręciła się w miejscu. Rozglądała się dookoła, więc schowałam się za ścianą. Czekałam na jej krok.
Nie wiedziałam, że tata zaprosił ją na noc. Aż boję się pomyśleć, co mogli robić. Wzdrygnęłam się i dalej patrzyłam na kobietę.
Gdy upewniła się, że nie ma "natrętnej publiczności" podeszła do regału i wyciągnęła rękę w stronę skrytki. Wyciągnęła pudełeczko i otworzyła kluczykiem.
- A co ty robisz? - wyszłam z ukrycia.
Kobieta odskoczyła oparzona i upuściła na ziemię coś szklanego, co rozbiło się i rozsypało po podłodze.
- Co ty tu robisz? - spytała ostro - śledzisz mnie?
- Pierwsza zadałam pytanie.
Mierzyłyśmy się wzrokiem.
Złodzieje, złodzieje wszędzie.
- Twój ojciec dał mi kluczyk i poprosił, abym wzięła trochę pieniędzy. Na zakupy.
- No to możesz mu powiedzieć, że ja idę na zakupy i twoja pomoc absolutnie nie jest mi potrzebna. Na zakupy w szlafroku?
Wiedziałam, że kłamała ale chciałam, żeby sama się wkopała.
Zagryzła wargę.
- Nie przypominam sobie, abyśmy przeszły na ty.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie jesteś moją matką i ją nie będziesz, gdy ojciec dowie się, że próbujesz go okraść.
Ruda wybuchnęła śmiechem.
- Jesteś strasznie naiwna. Twój ojciec jest tak we mnie wpatrzony i tak we mnie zakochany, że nawet nie dostrzeże intrygi, nawet jeśli ta uderzyłaby go w twarz. I w sumie nie dziwię się mu. Popatrz - okręciła się wokół własnej osi - piękna, zgrabna i inteligentna.
- A do tego bardzo skromna - burknęłam.
- To też - uśmiechnęła się - a teraz zejdź mi z drogi, bo i zrobię to, co chciałam zrobić.
Pokręciłam przecząco głową i tupnęłam rozgoryczona. Byłam na przegranej pozycji. To ona miała rację - to ona owładnęła ojca i pewnie mnóstwo facetów.
- To zrobię to na twoich oczach - powiedziała sama do siebie i zaczęła ponownie otwierać szkrzynkę, kiedy wściekła podbiegłam do niej i wyrwałam pudełko z rąk. Miałam już dość jej. Tego jej ironicznego uśmieszku, głosu i szopy na głowej, a przede wszystkim jej całej.
- Nie pozwolę ci na to - warknęłam - znajdę na ciebie dowody, to ci obiecuję. Jeśli chcesz zarobić pieniądze, to zapisz się do agencji towarzyskiej. Może trafisz na kolejnego frajera, który będzie miliarderem.
Prychnęła.
- Oj dziecko, musisz się tak wiele jeszcze nauczyć. Kochanie! - krzyknęła.
Ojciec przyszedł po kilku sekundach cały zaspany.
- Słucham skarbie? - objął ją ramieniem.
Zrobiło mi się niedobrze.
- Twoja córka nie chce mnie zaakceptować i do tego kradnie pieniądze zatrzymane przez twoją byłą żonę. Zwyzywała mnie i obrażała na różne sposoby - posłała mi kolejny uśmieszek.
Tata spojrzał na mnie morderczo.
- Masz coś do powiedzenia, Allyson?
Jego głos nigdy nie był jeszcze tak ostry. Nigdy.
- Tak - wycedziłam przez zęby - nie jestem złodziejką i jakaś ruda małpa nie zmieni mnie w nią.
- Odłóż proszę to pudełko i przestań obrażać swoją przyszłą matkę.
Otworzyłam szeroko oczy i usta ze zdziwienia.
- Przyszłą matkę?
- Tak. Oświadczyłem się jej i przyjęła zaręczyny.
- Nie zamierzam z wami mieszkać.
- Nie masz innego wyboru.
- Mam. Zamieszkam u Austina. Razem z Megan - dokończyłam dobitnie - stawiam ci ultimatum. Albo ona, albo my.
Nie wiedział, co powiedzieć. Patrzył to na mnie, to na Cynthię. Ona zamrugała oczami i uśmiechnęła się słodko.
- Wybieram miłość mojego życia - powiedział.
Zazgrzytałam zębami.
- Nienawidzę cię. Wybierasz ją, zamiast córek, które znasz całe życie?
- Nie dajesz mi wyboru, kochanie - złapał mnie za ramię - ale wciąż macie wybór.
Wyrwałam ramię z jego uścisku.
- Nie nazywaj mnie tak - pod oczami zebrały mi się łzy - nie jesteś już moim ojcem. Zamieszkam u Moonów i nie szukaj nas już. Jeszcze dziś się przeprowadzimy. A na ciebie - zwróciłam się do rudej - i tak znajdę dowód. I nie będziesz miała już tego uśmiechu. Nie będziesz miała nic. I pieniądze też zabieram, bo mama zebrała je dla nas. Testament mam w pokoju i nic już nie zmienisz.
Wybiegłam z korytarza i wpadłam przy okazji na Austina. Z płaczem rzuciłam mu się na szyję.
- Cii kochanie, już dobrze. Wszystko słyszałem - pogłaskał mnie po plecach uspokajająco - pakuj Megan i wychodzimy.

~*~

- Mam nadzieję, że nie będziemy sprawiać wam kłopotów - zwróciłam się do Cassidy, wkładaj ąc moje ubrania do szafy Austina.
- Ależ nie - uśmiechnęła się miło - wszyscy będą zadowoleni.
Austin uparł się, abyśmy mieli razem pokój. Cass i tak już o wszystkim wie. A Megan będzie spała w osobnym pokoju, obok Nelsona.
- Mam nadzieję - mruknęłam - nie wierzę, że wywinął nam taki numer. Zawsze traktowałam go jak ojca, a powinnam go już dawno znienawidzić. A on nas po prostu zostawił.
- Przecież mogłaś zostać.
- Nie mogłabym żyć z tą kobietą pod jednym dachem. Ona go już na pewno namawia, aby nas znalazł i wysłał do szkoły z internatem oddalonej o tysiące mil stąd. Jeśli będziemy wam sprawiać...
- Och, cicho już - mruknęła przyjaciółka, obejmując mnie mocno - nie będziecie nam sprawiać kłopotu.
- Kocham cię, Cass.
- Ja ciebie też, Ally.

*********************************

Powiem jedno - WYBACZCIE!
Nic nie wychodzi mi tak, jak chcę.
Następny pojawi się szybciej.
Nie dodam nic więcej, bo jestem padnięta :<


Dziękuję za ponad 20.000 wyświetleń! :)

wtorek, 4 marca 2014

Rozdział XXV

Dziewczyny zmyły się nad ranem. Nawet Sam postanowiła jak najszybciej wrócić do domu z powodu "nadopiekuńczości jej starszego brata". Tak się wytłumaczyła.
Tak czy siak, zasnęłam dopiero po piątej. Gdy ktoś zadudnił do mych drzwi dwie godziny później, to myślałam, że będę go torturować, zabijać, wskrzesać i tak w kółko. Będę sadystką!
Nie patrząc w lusterko, a wiedziałam, że wyglądam "zabójczo" (oczywiście negatywnie), potuptałam na dół i otworzyłam natrętowi drzwi.
- Czego?
- Siemka - 'zaświerkał' Austin, uśmiechając się - mi też miło cię widzieć.
Spróbowałam się uśmiechnąć, ale byłam na to zbyt zmęczona.
Przytuliłam go mocno.
- No przepraszam, po prostu dziewczyny, zamiast iść spać u mnie, to postanowiły mnie pomęczyć do piątej, a potem uciec do domu.
Odwzajemnił mój gest i pocałował mnie w czoło.
- Spokojnie - splątaliśmy nasze palce razem - chodź, ty sobie trochę odpoczniesz, a ja pójdę zrobić nam śniadanie.
- Nam? - oczy same mi się zamykały. Usiadłam na kanapie. Byłam wycieńczona.
- Cassidy zmarnowała całą kupę jedzenia na wczorajszy obiad z jakimś chłopakiem, który wpadł jej w oko i w domu nic nie ma. Nie zostawiła pieniędzy ani nic, a Nelsona zabrała ze sobą do pracy. Pewnie zjedli coś na mieście.
Pokiwałam głową i oparłam się o poduszkę. Czułam się, jakby ktoś mnie podeptał glanami, skopał, a potem jeszcze wrzucił kilkanaście razy do głębokiej studni. Słyszałam skwierczenie patelni z kuchni. Uspokojona obecnością ukochanego przymknęłam oczy, a nawet się nie obejrzałam, jak ponownie zasnęłam.

~*~

*Austin*

Wiedziałem, że Ally nie dotrwa do śniadania. Z uśmiechem na ustach wszedłem do salonu i ujrzałem słodko śpiącą brunetkę.
- Aww - wyrwało mi się i podszedłem do niej.
Podniosłem ją, była lekka jak piórko, i zaniosłem do jej sypialni. Położyłem delikatnie na łóżku i zszedłem do kuchni. Tam zjadłem szybko naleśniki i wróciłem do Dawson. Położyłem się koło niej, a ona mnie objęła. To jest talent!
Sam nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.

*Kilka godzin później*

Poczułem miłe łaskotanie na twarzy. Z uśmiechem otworzyłem oczy i zauważyłem Allyson, która bawiła się moimi włosami.
- Jesteś słodki, wiesz? - szepnęła i pocałowała mnie przelotnie w usta.
- Wiem, tak bardzo jak skromny - zaśmiałem się i pogłębiłem pocałunek.
Słodki oddech Ally doprowadzał mnie do obłędu. Gdy zabrakło nam tchu, dziewczyna się odsunęła i zachichotała. Przeturlała się na brzeg łóżka i spadła.
Wybuchnęliśmy śmiechem. Pomogłem jej wstać, a ona usadowiła się na moich kolanach.
- Tak dawno nie spędzaliśmy razem czasu - wyszeptała i się do mnie bardzo mocno przytuliła.
- Od kiedy ci się wzięło na takie czułości?  - spytałem uśmiechnięty, odwzajemniając jej gest.
Wzruszyła ramionami.
- A tak jakoś. To źle?
- Oczywiście, że nie - gorąco zaprzeczyłem - to jest po prostu takie... słodkie i miłe i w ogóle. Wiesz, o co chodzi.
Zamilkliśmy oboje. W całym domu nie było słychać ani jednego szuru, żadnego hałasu. Niczego.
Wsłuchiwałem się w bicie serca ukochanej brunetki.
- Kocham cię - wyszeptała.
- A ja ciebie mocniej - pocałowałem ją namiętnie.
To wszystko dało początek niesamowitej i bardzo ciekawej nocy.

~*~

 *Dru*

Wstałam dopiero około godziny piętnastej. Rodzice już spali, gdy wróciłam nad ranem, więc o niczym się nie dowiedzieli.
Wylegując się na łóżku poczułam, jak drży mój telefon. Spojrzałam na ekran - dostałam sms-a od Ryana. Uśmiech sam wykwitł na mojej twarzy. Włączyłam wiadomość.

Już za tobą tęsknię. To o której mam po ciebie zajechać?

Chłopak był bardzo słodki i kochany. Nawet jeszcze nie jesteśmy oficjalnie parą, a ja już czuję, jak serce mogłoby mi eksplodować, kiedy by odszedł.
Wystukałam na klawiaturze odpowiedź.

Przyjedź za dwie godziny. Też tęsknię.

Odłożyłam telefon na bok i oddałam się całkowicie przygotowaniami do randki. Gorąca kąpiel skoiła moje nerwy i pomogła trochę doprowadzić moje kotłuny do porządku.
Potem ubrałam się w fioletową sukienkę do połowy uda na ramiączkach, a na nogi ubrałam czarne szpilki. Włosy skręciłam lokówką i byłam całkowicie gotowa. Do torebki wsadziłam tylko telefon, błyszczyk i trochę pieniędzy. Zeszłam na dół. Do przyjazdu chłopaka zostało tylko pół godziny.
Ktoś zagwizdał.
- Nieźle - zacmokał mój o rok młodszy brat - dla kogo się tak wystroiłaś?
Wpatrywał się we mnie jak w zdjęcie gołej baby. Rzuciłam w niego poduszką, aby się 'obudził'.
- Nie śliń się tak - zaprotestowałam - znajdź sobie dziewczynę i wtedy się na nią gap.
- Wiesz, to by było ciężkie - usiadł koło mnie z cichym westchnięciem - chodzę z Sarah, ale ona nie chce się zbytnio angażować.
- Wiesz co, Chris? Powinieneś z nią zerwać. Znajdziesz sobie o wiele lepszą dziewczynę, która będzie ci oddana sercem i cię pokocha. Coś mi się wydaje, że Sarah nie darzy cię wielką miłością.
Wzdrygnęłam się na samą myśl o przebrzydłej dziewczynie brata.
Sarah była wredna i popularna, ale tak jak to ujął Chris, z nikim nie chce się angażować.
- A ta słodka blondynka z kawiarni, Jocelyn? - zaproponowałam bratu - albo ta szatynka, z którą chodzisz do klasy? Lucy?
Wzruszył ramionami.
- Sam nie wiem.
- To o tym pomyśl. Po co chodzić z kimś, kto cię nie kocha? Zasługujesz na prawdziwe szczęście.
Ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiłam się, gdyż nikt nie spodziewał się dziś gości, a Ryan miał przyjechać dopiero za 20 minut.
Ale to on stał za drzwiami.
A otworzył mu Chris.
- Siema, ty po kogo?
- Po Dru - mruknął Ry - jest w domu?
- Jest. Dru! - krzyknął, co było kompletnie nie potrzebne, bo stałam niedaleko - ktoś do ciebie. I słuchaj gościu - znów zwrócił się do mojego... przyjaciela - jeśli spróbujesz ją skrzywdzić, to wykastruję cię własnoręcznie siekierą i kawałkiem blaszki. Wiem gdzie mieszkasz. Znaczy nie wiem, ale się dowiem. I jeszcze...
- Starczy Chris - odciągnęłam brata - Ryan chyba rozumie.
Spojrzałam na przyjaciela, a on wyglądał na nieźle przestraszonego.
- Dzięki za troskę - mruknęłam - idziemy, Ryan - pociągnęłam chłopaka za ramię. Zasiadł za kierownicę swojego auta.
Między nami zapadła cisza.
- Wyglądasz pięknie - powiedział brunet po kilku minutach jazdy.
- Dziękuję. Gdzie jedziemy?
- To niespodzianka - uśmiechnął się - twój brat jest nieco... przerażający - zmarszczył czoło.
- Wiem - zachichotałam - ale to kochany człowiek.

~*~

Dojechaliśmy do jakiegoś lasku.
- Gdzie my jesteśmy? - uniosłam wysoko brwi - chyba nie chcesz mnie zgwałcić w środku lasu?
Zaśmiał się.
- Jasne, że nie. To miejsce ci się spodoba. Chodź - wyciągnął do mnie rękę, którą złapałam.
Szliśmy pareset metrów, rozmawiając o wszystkim i o niczym.
Gdy byliśmy już niedaleko, chłopak zawiązał mi oczy, a potem prowadził jak niewidomą.
- Już tylko parę kroków - wyszeptał.
Zgodnie z jego wskazówką poszłam tę 'parę kroków'.
- Już - oznajmił - możesz już zdjąć opaskę.
Zdjęłam szmatkę z moich oczu i ujrzałam cudowny widok.
Słowa uwiązły mi w gardle, a z oczu poleciały łzy szczęścia.
- Tu jest pięknie! - wykrzyknęłam, przytulając się do niego.
Odwzajemnił gest.
- Wiem. Dlatego tu przyjechaliśmy.

....

***********************************

Bez komentarza. To już jest po prostu straszne i nie da się tego czytać.
Zamknijcie mnie w psychiatryku.
Postanowiłam, że już kilka rozdziałów i skończę Happy Endem.
Będą inne blogi :)
Przepraszam m.in. Niepozorną Romantyczkę, ale już po prostu nie wiem, co pisać.
Będzie równo 30 rozdziałów + epilog.
Wybaczcie ♥