wtorek, 25 marca 2014

Rozdział XXVI

Obudziły mnie promienie słońca i lekkie mrowienie na policzku. Otworzyłam leniwie oczy i zobaczyłam nad sobą roześmianego Austina, który patrzył prosto na mnie. Włosy miał ułożone w nieładzie, pewnie niedawno wstał. Przeciągnęłam się i mruknęłam.
- Takie ranki to ja mogę mieć zawsze - wymamrotałam.
Wybuchnął śmiechem.
- Może niedługo.
Momentalnie ożyłam. Czyżby mówił o ślubie? Nie, na pewno nie. Na to jest za wcześnie. Przecież on jest odpowiedzialny.
Przeturlałam się na brzuch i prawie spadłam z łóżka, kiedy chłopak mnie przytrzymał.
- Dzięki. Co na śniadanie?
Zbiłam go z pantykału.
- No co? - spytałam go wesoło - budzisz mnie to może i zrobisz śniadanie, co?
Pokręcił przecząco głową.
- Nie potrafię.
Prychnęłam.
- Jasne. Robisz najlepsze naleśniki jakie jadłam. Kłamca mój kochany - cmoknęłam go w usta.
Zrobił brewki.
- Ale twój - dopowiedział i znów mnie pocałował.
- Koniec tych czułości. Jestem głodna. Chcę śniadanie!
- Chodź, zrobimy je razem.
Odpłaciłam mu się szerokim uśmiechem. Złapałam go za rękę i pociągnęłam na dół. Miał na sobie starty dres i t-shirt. To była jego piżama odkąd pamiętam. Od dzieciństwa miał te same upodobania. Zupełnie jak ja.
- Chcesz nauczyć moją dobrą koleżankę gry na gitarze?
Jęknął.
- Która tym razem?
Zmarszczyłam czoło.
- To pierwsza, którą do ciebie posyłam. I ma mi ciebie na zabierać - zastrzegłam.
- Nie bój nic, królewno.
Zeszliśmy razem na dół. W domu było cicho i zapewne każdy spał. Megan już widziałam przez szparkę w drzwiach, a ojciec wrócił do domu późnym wieczorem.
- Idź do kuchni, ok? Ja tylko podrzucę śmieci pod dom, bo niedługo będzie za późno.
Blondyn pokiwał głową. Ja wyszłam na werandę, postawiłam worki koło kosza i wzięłam gazetę z podjazdu. Dziś ona była dość wcześnie. Zaczęłam czytać pierwszy króciutki artykuł.
"Nowy złodziej w Miami. Mamy zdjęcia!"
Uniosłam brwi do góry, a potem otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. Tam były zdjęcia kradnącego Elliota! Zdenerwowana weszłam do kuchni, gdzie Moon szykował mąkę i inne składniki potrzebne do naleśników.
- Słuchaj - mruknęłam - ostatnio w Miami dostrzegliśmy nowe kradzieże. Złodziejaszek nie ukradł na razie nic cennego, ale to się od tego zaczyna. Mamy nadzieję, że policja w końcu złapie młodego złodzieja. Kto wie, kim jest ten młody człowiek, proszony jest o zgłoszenie się na komisariat.
- Kto to? Cassidy?
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- To nie wiem. Twój tata? A może ta cała Cynthia?
Walnęłam go w ramię.
- Nie gadaj głupot. Młody, rozumiesz? Tu są zdjęcia Elliota! O cholera, przyjaźniłam się z złodziejem!

~*~

Całe śniadanie milczeliśmy. Nie wiedzieliśmy, co mamy mówić. No bo co omawiać? Chłopak, którego myślałam, że znałam, jest cholernym złodziejem! Austin go nienawidził i podejrzewał o najgorsze, więc go zbytnio nie zdziwiła ta wieść.
- Chyba musimy iść na policję.
- No chyba - stwierdziłam ostro - zostałam wychowana na poszanowaniu prawa i ty dobrze o tym wiesz.
Przerastała mnie ta cała sytuacja. Taka nowa. Okej, tata też nigdy nie był święty, ale nigdy nie kradł.
- Przepraszam. Jestem przewrażliwiona - wstałam od stołu i pocałowałam go w policzek - daj, pozmywam, a potem zobaczę pieniądze na czarną godzinę. Pójdziemy na zakupy, bo w lodówce pustki.
Pokiwał głową i dał mi wolną wolę. Wzięłam naczynia i pozmywałam je w zlewie. Wytarłam ręce ścierką i wróciłam do salonu.
- Pójdę się tylko ubrać - mruknęłam i pognałam na górę.
Ubrałam się w czarne jeansy i bluzkę w kratkę. Na nogi nałożyłam trampki, a włosy uczesałam w koka.
- Gotowa - podskoczyłam w miejscu i go przytuliłam.
Pod moją nieobecność przebrał się i uczesał. Potargałam go po włosach.
- Zaczekaj chwilę.
Skierowałam się w stronę skrytki z pieniędzmi. Mnóstwo z nich zostało jeszcze z czasu życia mamy, a jedna czwarta z pracy taty. Było tam ponad dziesięć tysięcy. Szłam przez znane i kochane korytarze domu, aż doszłam na miejsce.
Tam stała Cynthia. Na sobie miała szlafrok i kręciła się w miejscu. Rozglądała się dookoła, więc schowałam się za ścianą. Czekałam na jej krok.
Nie wiedziałam, że tata zaprosił ją na noc. Aż boję się pomyśleć, co mogli robić. Wzdrygnęłam się i dalej patrzyłam na kobietę.
Gdy upewniła się, że nie ma "natrętnej publiczności" podeszła do regału i wyciągnęła rękę w stronę skrytki. Wyciągnęła pudełeczko i otworzyła kluczykiem.
- A co ty robisz? - wyszłam z ukrycia.
Kobieta odskoczyła oparzona i upuściła na ziemię coś szklanego, co rozbiło się i rozsypało po podłodze.
- Co ty tu robisz? - spytała ostro - śledzisz mnie?
- Pierwsza zadałam pytanie.
Mierzyłyśmy się wzrokiem.
Złodzieje, złodzieje wszędzie.
- Twój ojciec dał mi kluczyk i poprosił, abym wzięła trochę pieniędzy. Na zakupy.
- No to możesz mu powiedzieć, że ja idę na zakupy i twoja pomoc absolutnie nie jest mi potrzebna. Na zakupy w szlafroku?
Wiedziałam, że kłamała ale chciałam, żeby sama się wkopała.
Zagryzła wargę.
- Nie przypominam sobie, abyśmy przeszły na ty.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie jesteś moją matką i ją nie będziesz, gdy ojciec dowie się, że próbujesz go okraść.
Ruda wybuchnęła śmiechem.
- Jesteś strasznie naiwna. Twój ojciec jest tak we mnie wpatrzony i tak we mnie zakochany, że nawet nie dostrzeże intrygi, nawet jeśli ta uderzyłaby go w twarz. I w sumie nie dziwię się mu. Popatrz - okręciła się wokół własnej osi - piękna, zgrabna i inteligentna.
- A do tego bardzo skromna - burknęłam.
- To też - uśmiechnęła się - a teraz zejdź mi z drogi, bo i zrobię to, co chciałam zrobić.
Pokręciłam przecząco głową i tupnęłam rozgoryczona. Byłam na przegranej pozycji. To ona miała rację - to ona owładnęła ojca i pewnie mnóstwo facetów.
- To zrobię to na twoich oczach - powiedziała sama do siebie i zaczęła ponownie otwierać szkrzynkę, kiedy wściekła podbiegłam do niej i wyrwałam pudełko z rąk. Miałam już dość jej. Tego jej ironicznego uśmieszku, głosu i szopy na głowej, a przede wszystkim jej całej.
- Nie pozwolę ci na to - warknęłam - znajdę na ciebie dowody, to ci obiecuję. Jeśli chcesz zarobić pieniądze, to zapisz się do agencji towarzyskiej. Może trafisz na kolejnego frajera, który będzie miliarderem.
Prychnęła.
- Oj dziecko, musisz się tak wiele jeszcze nauczyć. Kochanie! - krzyknęła.
Ojciec przyszedł po kilku sekundach cały zaspany.
- Słucham skarbie? - objął ją ramieniem.
Zrobiło mi się niedobrze.
- Twoja córka nie chce mnie zaakceptować i do tego kradnie pieniądze zatrzymane przez twoją byłą żonę. Zwyzywała mnie i obrażała na różne sposoby - posłała mi kolejny uśmieszek.
Tata spojrzał na mnie morderczo.
- Masz coś do powiedzenia, Allyson?
Jego głos nigdy nie był jeszcze tak ostry. Nigdy.
- Tak - wycedziłam przez zęby - nie jestem złodziejką i jakaś ruda małpa nie zmieni mnie w nią.
- Odłóż proszę to pudełko i przestań obrażać swoją przyszłą matkę.
Otworzyłam szeroko oczy i usta ze zdziwienia.
- Przyszłą matkę?
- Tak. Oświadczyłem się jej i przyjęła zaręczyny.
- Nie zamierzam z wami mieszkać.
- Nie masz innego wyboru.
- Mam. Zamieszkam u Austina. Razem z Megan - dokończyłam dobitnie - stawiam ci ultimatum. Albo ona, albo my.
Nie wiedział, co powiedzieć. Patrzył to na mnie, to na Cynthię. Ona zamrugała oczami i uśmiechnęła się słodko.
- Wybieram miłość mojego życia - powiedział.
Zazgrzytałam zębami.
- Nienawidzę cię. Wybierasz ją, zamiast córek, które znasz całe życie?
- Nie dajesz mi wyboru, kochanie - złapał mnie za ramię - ale wciąż macie wybór.
Wyrwałam ramię z jego uścisku.
- Nie nazywaj mnie tak - pod oczami zebrały mi się łzy - nie jesteś już moim ojcem. Zamieszkam u Moonów i nie szukaj nas już. Jeszcze dziś się przeprowadzimy. A na ciebie - zwróciłam się do rudej - i tak znajdę dowód. I nie będziesz miała już tego uśmiechu. Nie będziesz miała nic. I pieniądze też zabieram, bo mama zebrała je dla nas. Testament mam w pokoju i nic już nie zmienisz.
Wybiegłam z korytarza i wpadłam przy okazji na Austina. Z płaczem rzuciłam mu się na szyję.
- Cii kochanie, już dobrze. Wszystko słyszałem - pogłaskał mnie po plecach uspokajająco - pakuj Megan i wychodzimy.

~*~

- Mam nadzieję, że nie będziemy sprawiać wam kłopotów - zwróciłam się do Cassidy, wkładaj ąc moje ubrania do szafy Austina.
- Ależ nie - uśmiechnęła się miło - wszyscy będą zadowoleni.
Austin uparł się, abyśmy mieli razem pokój. Cass i tak już o wszystkim wie. A Megan będzie spała w osobnym pokoju, obok Nelsona.
- Mam nadzieję - mruknęłam - nie wierzę, że wywinął nam taki numer. Zawsze traktowałam go jak ojca, a powinnam go już dawno znienawidzić. A on nas po prostu zostawił.
- Przecież mogłaś zostać.
- Nie mogłabym żyć z tą kobietą pod jednym dachem. Ona go już na pewno namawia, aby nas znalazł i wysłał do szkoły z internatem oddalonej o tysiące mil stąd. Jeśli będziemy wam sprawiać...
- Och, cicho już - mruknęła przyjaciółka, obejmując mnie mocno - nie będziecie nam sprawiać kłopotu.
- Kocham cię, Cass.
- Ja ciebie też, Ally.

*********************************

Powiem jedno - WYBACZCIE!
Nic nie wychodzi mi tak, jak chcę.
Następny pojawi się szybciej.
Nie dodam nic więcej, bo jestem padnięta :<


Dziękuję za ponad 20.000 wyświetleń! :)

4 komentarze:

  1. Swietny <3
    Współczuje Ally i Megan... ich ojciec jest serio zaslepiony ta cala Cynthia...
    Zeby wybrac te babe zamiast wlasnych córek..
    Na szczęście mają jeszcze Austina i Cass :)
    Pewnie Nelson ucieszy się, że Meg u nich zamieszka
    Mam nadzieje, że bedzie z nimi kilka scenek (chocby krotkich)
    Czekam niecierpliwie na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny.
    A ta Cynthia to jakiś diabeł, opanowała Lestera. Pogrzało ją.
    Na szczęście są jeszcze Moon'owie.
    Nelson i Meg <3 i nasze Auslly
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest cudownie! A ta Cynthia niech się wypcha, hehe
    Dawaj szybko next!

    OdpowiedzUsuń