Poniedziałek. Najgorszy dzień w tygodniu. Po wspaniałym weekendzie powrót do tej cholernie szarej budy. Nie, żebym narzekała na moje oceny, bo były one dobre, nawet bardzo. Jednak w szkole często się nudziłam, a wieczne podpadanie Edwards i Jessice robiły się już nudne.
Leżąc tak i rozmyślając o godzinie 6.43 postanowiłam się szykować do szkoły. Tata wrócił, więc sprawa z chorobą Megan została zatajona. Widać, że lubię bawić się w odlotową agentkę. Brakuje mi tylko stroju. Podeszłam nieprzytomnie do szafy i wzięłam z niej szare jeansy z wysokim stanem, czarną tunikę oraz białe koturny. Poszłam do łazienki wspominałam mój wczorajszy sen, a raczej wspomnienie z dzieciństwa. Naprawdę przez to wszystko zapomniałam jak blisko byłam kiedyś z Austinem. Był zawsze moim najlepszym przyjacielem, opiekował się mną jak starzy brat, a nawet kochałam go jak chłopaka. Widać próba czasu zostawiła nie najlepsze piętno naszych starych stosunkach.
Ciepłe fale prysznica natymiastowo mnie ostrudziły i odprężyły. Przestałam myśleć o problemach, one i tak wrócą z upływem czasu, a nawet przypłyną nowe. Poddałam się relaksacyjnej mocy kąpieli, a potem wytarłam się, ubrałam w wybrane wcześniej ubrania i uczesałam się w wysokiego koka. Po chwili poczułam hipnotyzujący zapach świeżych naleśników. Zeszłam prędko na dół, a tam zastałam Meg wcinającą naleśniki, a tata je smażył. Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w policzek. Odwzajemnił uśmiech.
- Dzień dobry i dziękuję - wzięłam talerz pełen posiłku polany bitą śmietaną i świeżutkimi owocami. Prędko zjadłam, pobiegłam na górę po spakowaną torbę do szkoły, wzięłam siostrę i poszłyśmy na przystanek. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo chłodny, więc musiałyśmy się zawrócić po bluzy.
Na przystanku stali wszyscy nasi przyjaciele.
- Hej - uśmiechnęłam się do wszystkich i pocałowałam Trish w policzek - jak mija dzionek?
- Tej to energii nie brakuje - powiedziała ponuro przyjaciółka - poniedziałek, ponury dzień, do szkoły, a ta uśmiechnięta od ucha do ucha - dokończyła swój monolog.
- Oj, nie będzie tak strasznie - dałam jej kuksańca w bok - moja radość z życia przysłoni Edwards oczy.
- Masz niesamowity talent zmieniania humoru, zupełnie jak aktorka - uśmiechnął się dotąd milczący Dez - wczoraj zła wygoniłaś z krzykiem Austina, a dziś zachowujesz się jakby nigdy nic.
- Skąd to wiesz? - spojrzałam na blondyna, który taksował mnie spojrzeniem.
- A ty to nie wiesz, że twój krzyk słychać aż na Syberii? - zażartował, ale ja mu tylko posłałam piorunujące spojrzenie, typu "Ani slowa więcej, bo cię zabiję!". Od razu zamilkł - Austin mi powiedział, był smutny. Potem oglądaliśmy telenowele i się popłakał - zachichotaliśmy wszyscy, oprócz wcześniej wspomnianego.
- Nieprawda, miałem coś w oku - sprzeciwił się.
- Tak. Łzy - odpowiedział mu rudzielec.
Przybiłam mu piątkę.
- I widzisz Trish? Bądź smutny przy takich kretynach - szepnęłam jej do ucha, ale chłopcy to usłyszeli.
- Ej! - powiedzieli jednocześnie.
- Bliźniaki dwujajowe - zachichotała.
Na tym zakończyła się rozmowa o "kretynach", bo przyjechał autobus. Wsiedliśmy, gdzie spotkaliśmy Jessicę, największą plotkarę w szkole i jednocześnie mojego największego i jedynego wroga.
- Proszę, proszę, proszę, kogo my tu mamy? Dawson, lubisz z siebie robić kretynkę, co? - podeszła do mnie i powiedziała na cały autobus. Na szczęście było tylko kilka osób.
- Proszę, proszę, proszę, kogo my tu mamy? - przedrzeźniałam ją i spojrzałam na nią krzywo - Swan, a może wreszcie byś się ogarnęła i nie ubierała jak prostytutka? - powiedziałam śmiało.
Na sobie miała krótką różową miniówę, czerwony top niezakrywający brzucha i wysokie szpilki. Swoje włosy zakręciła, a na twarz nałożyła tonę tapety.
- Dawson, a może...
- Swan, ogarnij się. Nie chcę kłótni przy ludziach w autobusie. Chcesz wojny? Będziesz ją miała, tylko że w szkole. Paa - powiedziałam ironicznie.
Oddaliła się cała zaczerwoniona i dosiadła się do jakiegoś chłopaka, bruneta. Odwrócił się i spojrzał na mnie sceptycznie. Potem się uśmiechnął, pokazał kciuka w górę i pomachał. Za to dostał w tył głowy od Jessiki.
W szkole cały dzień kłóciłyśmy się ze Swan. Od początku roku nie odezwała się do mnie słowem, ale ja wiem dlaczego. Skrycie podkochuje się w Austinie, a ja mogę to świetnie wykorzystać.
Na przykład raz podstawiłam jej nogę, a ona pięknym za na dobre wysypała na mnie całe opakowanie mąki, którą ukradła ze stołówki. To jeden wybryk, a ich jest dużo więcej, nie licząc tylko tego roku to mnóstwo. Tysiąc. Milion. Trylion. Sesylion. Za dużo, by wymieniać.
Nadszedł czas wf-u. Przebrana w krótkie spodenki i białą koszulkę weszłam na salę gimnastyczną, wiążąc włosy w wysokiego kucyka. Dziś mieliśmy zagrać w koszykówkę. Byłam z tego niezła, miałam niezłego cela.
Wybierał Austin i Brian, nasz wspólny kolega klasy.
Pierwszy wybierał Austin, znał moje możliwości.
- Ally.
- Lucas.
- Trish.
- Lena.
- Dez.
- Jessica.
- Isabella.
- Lisa.
- Mark.
- Stephanie.
Takie były składy. Po 6 osób w każdej drużynie.
- Dajmy z siebie wszystko - krzyknęłam do drużyny, przybiłam każdemu piątkę.
- Daj z siebie wszystko - szepnął mi do ucha blondyn, na co się uśmiechnęłam.
- Dam.
Zaczęła się gra. Zaczynaliśmy. Było mnóstwo podawania, kozłowania i skakania, rzucania i trafiania. Prowadziliśmy 26 do 22. Strzeliłam ostatniego kosza i skończył się wf. Nagle do sali weszła profesorka Edwards z... Elliotem u boku!
- Dzień dobry II c - powiedziała nieuprzejmie - Chciałabym przedstawić nowego ucznia, ma na imię...
- Elliot! - krzyknęłam i przytuliłam się do kolegi. Odwzajemnił uścisk, ale między mną a nim nie ma takiej iskry i więzi, jak między mną a Austinem; teraz to zrozumiałam. Oderwałam się od niego szybko.
- Tak. Zanim panna Dawson mi przerwała chciałam przedstawić Elliota Websterna. Będzie się uczył w naszej szkole - podarowała mi lodowaty wzrok, a Jessica aż się słaniała ze śmiechu.
- Czy ona zna wszystkich przystojniaków, którzy dochodzą do szkoły? - usłyszałam głos należący do Stephenie, koleżanki Jess.
Ta tylko wzruszyła ramionami.
- To naprawdę tylko frajer, że chce się z NIĄ umówić - przedostatnie słowo zaakcentowała - ale trzeba przyznać, że niezłe z niego ciacho.
Kretynka. Nazywać moich przyjaciół frajerami?
Usłyszałam stukot obcasów i odwróciłam się, matematyczka właśnie wychodziła z sali.
- No to uczniowie, koniec lekcji.
Denerwująca mnie dziewczyna szła przede mną, więc kopnęłam w nią piłką, aż ta trafiła nastolatkę w głowę. Odbiegłam cicho, bo Jessica właśnie się odwracała. Z jej oczu leciały łzy wściekłości, ale wiem tylko, że to krokodyle łzy, czyli udawane. Przebrałam się i wyszłam ze szkoły. Razem z Trish i Megan wracałyśmy do domu. Austin pasie dupę i jedzie autem z Dezem i Brianem do domu. Pożegnali się.
- Wiesz, że gdy przytuliłaś Elliota Austin wydawał się być zazdrosny? - zaczęła temat przyjaciółka.
Prychnęłam.
- To, że on mi się podoba nie znaczy, że na odwrót. Kocham go, ale nie będę płakać za nim. Niech umawia się z kim chce.
- A potem ogarnie, co stracił - odezwała się dotąd milcząca siostra.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w policzek.
- Dziękuję, to było miłe.
Resztę drogi rozmawiałyśmy o wszystkim, co nam ślina na język przyniosła. Potem Trish się od nas odłączyła, a my z Meg weszłyśmy do pustego domu. Na stole zastałam kartkę od taty.
" Pojechałem do babci, jest w szpitalu, do jej wsi.
Wrócę jutro.
Całuję, tata ".
Chociaż się usprawiedliwił. Odgrzałam wczorajszy obiad i zjadłyśmy z małą. Potem poszłyśmy odrabiać lekcje. Później oglądałam TV, a Meg czytała książkę w swoim pokoju.
Nagle usłyszałam gdzieś głośny huk. Przestraszona wyszłam z domu i stanęłam na ulicy. Nic nie było, a zaczęli się zbierać tylko ludzie, w tym Moonowie.
Wróciłam do domu i zauważyłam, że przerażona Megan krzyczy, widząc wielki płomień ognia w środku domu!
- Megan, wyjdź z domu i leć do Moonów. Ja tylko pobiegnę do pokoju po torbę z pieniędzmi, którą mam spakowaną i z najważniejszymi rzeczami.
Wybiegła. A ja pobiegłam, szybko wzięłam torbę i wybiegłam także z domu. Połowa domu już się paliła, w oddali słyszałam głos syren straży pożarnej.
- Lily! - pisnęła nagle Meg i pobiegła wgłąb płonącego domu.
- Megan! - krzyknęłam, ale Austin pobiegł za moją siostrą, a Cassidy skutecznie trzymała mnie za talię, bym nie mogła jej uciec.
- Nie rób niczego głupiego - szepnęła mi do ucha, a ja odwróciłam się i zaczęłam jej płakać w ramię. Ona mnie tylko pogłaskała po włosach - wszystko będzie dobrze, Austin sobie poradzi.
Po kilku minutach poczułam przytulenie w talii. To była Megan, a za nią stał blondyn. Złapałam małą w ramiona.
- Nigdy więcej nie rób czegoś tak głupiego - powiedziałam płaczliwie i okręciłam ją wokół własnej osi.
Postawiłam ją na ziemię i podeszłam do przyjaciela.
- Czy ty wiesz, jakie to było niebezpieczne?! Jak głupie?! Chcecie oboje mnie przyprawić o zawał?! Zmówiliście się, czy co?! A wiesz...
- A może po prostu powiesz "dziękuję"? - uśmiechnął się szeroko, przerywając mi.
- Dziękuję - sapnęłam i mocno wtuliłam się w nastolatka. Odwzajemnił uścisk.
Po kilku minutach lekko oderwałam się od niego i spojrzałam mu w twarz. Nie spodziewałam się, że będzie nas dzielić tylko kilka centymetrów, jeśli nie milimetrów. Oboje powoli zbliżaliśmy się do pocałunku, dzieliło nas bardzo niewiele, aż nagle...
- Austin, mój bohaterze! - krzyknęła jakaś dziewczyna. Automatycznie się od siebie oderwaliśmy. Śliczna szatynka przybiegła do nas i rzuciła się mu w ramiona, całując jednocześnie w usta - jesteś niesamowity!
Blondyn zrobił się czerwony na twarzy widząc mój napełniający się łzami wzrok. Dziewczyna odwróciła się do mnie i uśmiechnęła się słodko, za słodko.
- O, hej! - powiedziała, szeroko się uśmiechając.
- Hej. Jestem Ally - niepewnie podałam jej rękę.
- Angela. Dziewczyna Austina.
- Uhh, dziewczyna?
Pokiwała ochoczo głową.
- Chodzimy od kilku tygodni.
- To już naprawdę oficjalnie. Gratuluję - czułam się upokorzona. Robił mi nadzieję i jednocześnie okłamał - Miło cię było poznać, Angelo, ale musimy już iść.
Podeszłam do Cass, całując ją w policzek.
- Dziękuję za wszelką pomoc - uśmiechnęłam się słabo.
- Przykro mi z zaistniałej sytuacji - mówiła to szczerze - na temat domu i tego kretyna. Masz się gdzie podziać?
- Mam sklep, mamy tam kilka śpiworów i łóżko, poradzimy sobie. Ale dziękuję.
- I jak czegoś będziesz potrzebowała...
- Mam dzwonić, wiem. Dzięki za wszystko.
Wzięłam małą za rękę, zaczął padać deszcz.
- Ally! - krzyknął Austin, ale się nie zatrzymałam.
- A ty gdzie chłoptasiu, myślisz, że po tym wszystkim będzie chciała z tobą rozmawiać?! - krzyknęła Cassidy.
Szłyśmy dalej. Deszcz najwidoczniej odzwierciedlał mój duchowy stan ducha. I nie zaprzeczę, że z tymi kroplami nie pomieszały się moje gorzkie łzy...
=========================================================
Hejka! Ponad tydzień mnie nie było,ale mam sporo lekcji. A pani z geografii robi kartkówki jak sprawdziany!
Rozdział oddaję w wasze ręce, liczę na ponad 5 komentarzy, specjalnie się postarałam :D
Całuję serdecznie, miłej nocy - Cristal ♥