środa, 26 marca 2014
wtorek, 25 marca 2014
Rozdział XXVI
Obudziły mnie promienie słońca i lekkie mrowienie na policzku. Otworzyłam leniwie oczy i zobaczyłam nad sobą roześmianego Austina, który patrzył prosto na mnie. Włosy miał ułożone w nieładzie, pewnie niedawno wstał. Przeciągnęłam się i mruknęłam.
- Takie ranki to ja mogę mieć zawsze - wymamrotałam.
Wybuchnął śmiechem.
- Może niedługo.
Momentalnie ożyłam. Czyżby mówił o ślubie? Nie, na pewno nie. Na to jest za wcześnie. Przecież on jest odpowiedzialny.
Przeturlałam się na brzuch i prawie spadłam z łóżka, kiedy chłopak mnie przytrzymał.
- Dzięki. Co na śniadanie?
Zbiłam go z pantykału.
- No co? - spytałam go wesoło - budzisz mnie to może i zrobisz śniadanie, co?
Pokręcił przecząco głową.
- Nie potrafię.
Prychnęłam.
- Jasne. Robisz najlepsze naleśniki jakie jadłam. Kłamca mój kochany - cmoknęłam go w usta.
Zrobił brewki.
- Ale twój - dopowiedział i znów mnie pocałował.
- Koniec tych czułości. Jestem głodna. Chcę śniadanie!
- Chodź, zrobimy je razem.
Odpłaciłam mu się szerokim uśmiechem. Złapałam go za rękę i pociągnęłam na dół. Miał na sobie starty dres i t-shirt. To była jego piżama odkąd pamiętam. Od dzieciństwa miał te same upodobania. Zupełnie jak ja.
- Chcesz nauczyć moją dobrą koleżankę gry na gitarze?
Jęknął.
- Która tym razem?
Zmarszczyłam czoło.
- To pierwsza, którą do ciebie posyłam. I ma mi ciebie na zabierać - zastrzegłam.
- Nie bój nic, królewno.
Zeszliśmy razem na dół. W domu było cicho i zapewne każdy spał. Megan już widziałam przez szparkę w drzwiach, a ojciec wrócił do domu późnym wieczorem.
- Idź do kuchni, ok? Ja tylko podrzucę śmieci pod dom, bo niedługo będzie za późno.
Blondyn pokiwał głową. Ja wyszłam na werandę, postawiłam worki koło kosza i wzięłam gazetę z podjazdu. Dziś ona była dość wcześnie. Zaczęłam czytać pierwszy króciutki artykuł.
"Nowy złodziej w Miami. Mamy zdjęcia!"
Uniosłam brwi do góry, a potem otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. Tam były zdjęcia kradnącego Elliota! Zdenerwowana weszłam do kuchni, gdzie Moon szykował mąkę i inne składniki potrzebne do naleśników.
- Słuchaj - mruknęłam - ostatnio w Miami dostrzegliśmy nowe kradzieże. Złodziejaszek nie ukradł na razie nic cennego, ale to się od tego zaczyna. Mamy nadzieję, że policja w końcu złapie młodego złodzieja. Kto wie, kim jest ten młody człowiek, proszony jest o zgłoszenie się na komisariat.
- Kto to? Cassidy?
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- To nie wiem. Twój tata? A może ta cała Cynthia?
Walnęłam go w ramię.
- Nie gadaj głupot. Młody, rozumiesz? Tu są zdjęcia Elliota! O cholera, przyjaźniłam się z złodziejem!
~*~
Całe śniadanie milczeliśmy. Nie wiedzieliśmy, co mamy mówić. No bo co omawiać? Chłopak, którego myślałam, że znałam, jest cholernym złodziejem! Austin go nienawidził i podejrzewał o najgorsze, więc go zbytnio nie zdziwiła ta wieść.
- Chyba musimy iść na policję.
- No chyba - stwierdziłam ostro - zostałam wychowana na poszanowaniu prawa i ty dobrze o tym wiesz.
Przerastała mnie ta cała sytuacja. Taka nowa. Okej, tata też nigdy nie był święty, ale nigdy nie kradł.
- Przepraszam. Jestem przewrażliwiona - wstałam od stołu i pocałowałam go w policzek - daj, pozmywam, a potem zobaczę pieniądze na czarną godzinę. Pójdziemy na zakupy, bo w lodówce pustki.
Pokiwał głową i dał mi wolną wolę. Wzięłam naczynia i pozmywałam je w zlewie. Wytarłam ręce ścierką i wróciłam do salonu.
- Pójdę się tylko ubrać - mruknęłam i pognałam na górę.
Ubrałam się w czarne jeansy i bluzkę w kratkę. Na nogi nałożyłam trampki, a włosy uczesałam w koka.
- Gotowa - podskoczyłam w miejscu i go przytuliłam.
Pod moją nieobecność przebrał się i uczesał. Potargałam go po włosach.
- Zaczekaj chwilę.
Skierowałam się w stronę skrytki z pieniędzmi. Mnóstwo z nich zostało jeszcze z czasu życia mamy, a jedna czwarta z pracy taty. Było tam ponad dziesięć tysięcy. Szłam przez znane i kochane korytarze domu, aż doszłam na miejsce.
Tam stała Cynthia. Na sobie miała szlafrok i kręciła się w miejscu. Rozglądała się dookoła, więc schowałam się za ścianą. Czekałam na jej krok.
Nie wiedziałam, że tata zaprosił ją na noc. Aż boję się pomyśleć, co mogli robić. Wzdrygnęłam się i dalej patrzyłam na kobietę.
Gdy upewniła się, że nie ma "natrętnej publiczności" podeszła do regału i wyciągnęła rękę w stronę skrytki. Wyciągnęła pudełeczko i otworzyła kluczykiem.
- A co ty robisz? - wyszłam z ukrycia.
Kobieta odskoczyła oparzona i upuściła na ziemię coś szklanego, co rozbiło się i rozsypało po podłodze.
- Co ty tu robisz? - spytała ostro - śledzisz mnie?
- Pierwsza zadałam pytanie.
Mierzyłyśmy się wzrokiem.
Złodzieje, złodzieje wszędzie.
- Twój ojciec dał mi kluczyk i poprosił, abym wzięła trochę pieniędzy. Na zakupy.
- No to możesz mu powiedzieć, że ja idę na zakupy i twoja pomoc absolutnie nie jest mi potrzebna. Na zakupy w szlafroku?
Wiedziałam, że kłamała ale chciałam, żeby sama się wkopała.
Zagryzła wargę.
- Nie przypominam sobie, abyśmy przeszły na ty.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie jesteś moją matką i ją nie będziesz, gdy ojciec dowie się, że próbujesz go okraść.
Ruda wybuchnęła śmiechem.
- Jesteś strasznie naiwna. Twój ojciec jest tak we mnie wpatrzony i tak we mnie zakochany, że nawet nie dostrzeże intrygi, nawet jeśli ta uderzyłaby go w twarz. I w sumie nie dziwię się mu. Popatrz - okręciła się wokół własnej osi - piękna, zgrabna i inteligentna.
- A do tego bardzo skromna - burknęłam.
- To też - uśmiechnęła się - a teraz zejdź mi z drogi, bo i zrobię to, co chciałam zrobić.
Pokręciłam przecząco głową i tupnęłam rozgoryczona. Byłam na przegranej pozycji. To ona miała rację - to ona owładnęła ojca i pewnie mnóstwo facetów.
- To zrobię to na twoich oczach - powiedziała sama do siebie i zaczęła ponownie otwierać szkrzynkę, kiedy wściekła podbiegłam do niej i wyrwałam pudełko z rąk. Miałam już dość jej. Tego jej ironicznego uśmieszku, głosu i szopy na głowej, a przede wszystkim jej całej.
- Nie pozwolę ci na to - warknęłam - znajdę na ciebie dowody, to ci obiecuję. Jeśli chcesz zarobić pieniądze, to zapisz się do agencji towarzyskiej. Może trafisz na kolejnego frajera, który będzie miliarderem.
Prychnęła.
- Oj dziecko, musisz się tak wiele jeszcze nauczyć. Kochanie! - krzyknęła.
Ojciec przyszedł po kilku sekundach cały zaspany.
- Słucham skarbie? - objął ją ramieniem.
Zrobiło mi się niedobrze.
- Twoja córka nie chce mnie zaakceptować i do tego kradnie pieniądze zatrzymane przez twoją byłą żonę. Zwyzywała mnie i obrażała na różne sposoby - posłała mi kolejny uśmieszek.
Tata spojrzał na mnie morderczo.
- Masz coś do powiedzenia, Allyson?
Jego głos nigdy nie był jeszcze tak ostry. Nigdy.
- Tak - wycedziłam przez zęby - nie jestem złodziejką i jakaś ruda małpa nie zmieni mnie w nią.
- Odłóż proszę to pudełko i przestań obrażać swoją przyszłą matkę.
Otworzyłam szeroko oczy i usta ze zdziwienia.
- Przyszłą matkę?
- Tak. Oświadczyłem się jej i przyjęła zaręczyny.
- Nie zamierzam z wami mieszkać.
- Nie masz innego wyboru.
- Mam. Zamieszkam u Austina. Razem z Megan - dokończyłam dobitnie - stawiam ci ultimatum. Albo ona, albo my.
Nie wiedział, co powiedzieć. Patrzył to na mnie, to na Cynthię. Ona zamrugała oczami i uśmiechnęła się słodko.
- Wybieram miłość mojego życia - powiedział.
Zazgrzytałam zębami.
- Nienawidzę cię. Wybierasz ją, zamiast córek, które znasz całe życie?
- Nie dajesz mi wyboru, kochanie - złapał mnie za ramię - ale wciąż macie wybór.
Wyrwałam ramię z jego uścisku.
- Nie nazywaj mnie tak - pod oczami zebrały mi się łzy - nie jesteś już moim ojcem. Zamieszkam u Moonów i nie szukaj nas już. Jeszcze dziś się przeprowadzimy. A na ciebie - zwróciłam się do rudej - i tak znajdę dowód. I nie będziesz miała już tego uśmiechu. Nie będziesz miała nic. I pieniądze też zabieram, bo mama zebrała je dla nas. Testament mam w pokoju i nic już nie zmienisz.
Wybiegłam z korytarza i wpadłam przy okazji na Austina. Z płaczem rzuciłam mu się na szyję.
- Cii kochanie, już dobrze. Wszystko słyszałem - pogłaskał mnie po plecach uspokajająco - pakuj Megan i wychodzimy.
~*~
- Mam nadzieję, że nie będziemy sprawiać wam kłopotów - zwróciłam się do Cassidy, wkładaj ąc moje ubrania do szafy Austina.
- Ależ nie - uśmiechnęła się miło - wszyscy będą zadowoleni.
Austin uparł się, abyśmy mieli razem pokój. Cass i tak już o wszystkim wie. A Megan będzie spała w osobnym pokoju, obok Nelsona.
- Mam nadzieję - mruknęłam - nie wierzę, że wywinął nam taki numer. Zawsze traktowałam go jak ojca, a powinnam go już dawno znienawidzić. A on nas po prostu zostawił.
- Przecież mogłaś zostać.
- Nie mogłabym żyć z tą kobietą pod jednym dachem. Ona go już na pewno namawia, aby nas znalazł i wysłał do szkoły z internatem oddalonej o tysiące mil stąd. Jeśli będziemy wam sprawiać...
- Och, cicho już - mruknęła przyjaciółka, obejmując mnie mocno - nie będziecie nam sprawiać kłopotu.
- Kocham cię, Cass.
- Ja ciebie też, Ally.
*********************************
Powiem jedno - WYBACZCIE!
Nic nie wychodzi mi tak, jak chcę.
Następny pojawi się szybciej.
Nie dodam nic więcej, bo jestem padnięta :<
- Takie ranki to ja mogę mieć zawsze - wymamrotałam.
Wybuchnął śmiechem.
- Może niedługo.
Momentalnie ożyłam. Czyżby mówił o ślubie? Nie, na pewno nie. Na to jest za wcześnie. Przecież on jest odpowiedzialny.
Przeturlałam się na brzuch i prawie spadłam z łóżka, kiedy chłopak mnie przytrzymał.
- Dzięki. Co na śniadanie?
Zbiłam go z pantykału.
- No co? - spytałam go wesoło - budzisz mnie to może i zrobisz śniadanie, co?
Pokręcił przecząco głową.
- Nie potrafię.
Prychnęłam.
- Jasne. Robisz najlepsze naleśniki jakie jadłam. Kłamca mój kochany - cmoknęłam go w usta.
Zrobił brewki.
- Ale twój - dopowiedział i znów mnie pocałował.
- Koniec tych czułości. Jestem głodna. Chcę śniadanie!
- Chodź, zrobimy je razem.
Odpłaciłam mu się szerokim uśmiechem. Złapałam go za rękę i pociągnęłam na dół. Miał na sobie starty dres i t-shirt. To była jego piżama odkąd pamiętam. Od dzieciństwa miał te same upodobania. Zupełnie jak ja.
- Chcesz nauczyć moją dobrą koleżankę gry na gitarze?
Jęknął.
- Która tym razem?
Zmarszczyłam czoło.
- To pierwsza, którą do ciebie posyłam. I ma mi ciebie na zabierać - zastrzegłam.
- Nie bój nic, królewno.
Zeszliśmy razem na dół. W domu było cicho i zapewne każdy spał. Megan już widziałam przez szparkę w drzwiach, a ojciec wrócił do domu późnym wieczorem.
- Idź do kuchni, ok? Ja tylko podrzucę śmieci pod dom, bo niedługo będzie za późno.
Blondyn pokiwał głową. Ja wyszłam na werandę, postawiłam worki koło kosza i wzięłam gazetę z podjazdu. Dziś ona była dość wcześnie. Zaczęłam czytać pierwszy króciutki artykuł.
"Nowy złodziej w Miami. Mamy zdjęcia!"
Uniosłam brwi do góry, a potem otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. Tam były zdjęcia kradnącego Elliota! Zdenerwowana weszłam do kuchni, gdzie Moon szykował mąkę i inne składniki potrzebne do naleśników.
- Słuchaj - mruknęłam - ostatnio w Miami dostrzegliśmy nowe kradzieże. Złodziejaszek nie ukradł na razie nic cennego, ale to się od tego zaczyna. Mamy nadzieję, że policja w końcu złapie młodego złodzieja. Kto wie, kim jest ten młody człowiek, proszony jest o zgłoszenie się na komisariat.
- Kto to? Cassidy?
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- To nie wiem. Twój tata? A może ta cała Cynthia?
Walnęłam go w ramię.
- Nie gadaj głupot. Młody, rozumiesz? Tu są zdjęcia Elliota! O cholera, przyjaźniłam się z złodziejem!
~*~
Całe śniadanie milczeliśmy. Nie wiedzieliśmy, co mamy mówić. No bo co omawiać? Chłopak, którego myślałam, że znałam, jest cholernym złodziejem! Austin go nienawidził i podejrzewał o najgorsze, więc go zbytnio nie zdziwiła ta wieść.
- Chyba musimy iść na policję.
- No chyba - stwierdziłam ostro - zostałam wychowana na poszanowaniu prawa i ty dobrze o tym wiesz.
Przerastała mnie ta cała sytuacja. Taka nowa. Okej, tata też nigdy nie był święty, ale nigdy nie kradł.
- Przepraszam. Jestem przewrażliwiona - wstałam od stołu i pocałowałam go w policzek - daj, pozmywam, a potem zobaczę pieniądze na czarną godzinę. Pójdziemy na zakupy, bo w lodówce pustki.
Pokiwał głową i dał mi wolną wolę. Wzięłam naczynia i pozmywałam je w zlewie. Wytarłam ręce ścierką i wróciłam do salonu.
- Pójdę się tylko ubrać - mruknęłam i pognałam na górę.
Ubrałam się w czarne jeansy i bluzkę w kratkę. Na nogi nałożyłam trampki, a włosy uczesałam w koka.
- Gotowa - podskoczyłam w miejscu i go przytuliłam.
Pod moją nieobecność przebrał się i uczesał. Potargałam go po włosach.
- Zaczekaj chwilę.
Skierowałam się w stronę skrytki z pieniędzmi. Mnóstwo z nich zostało jeszcze z czasu życia mamy, a jedna czwarta z pracy taty. Było tam ponad dziesięć tysięcy. Szłam przez znane i kochane korytarze domu, aż doszłam na miejsce.
Tam stała Cynthia. Na sobie miała szlafrok i kręciła się w miejscu. Rozglądała się dookoła, więc schowałam się za ścianą. Czekałam na jej krok.
Nie wiedziałam, że tata zaprosił ją na noc. Aż boję się pomyśleć, co mogli robić. Wzdrygnęłam się i dalej patrzyłam na kobietę.
Gdy upewniła się, że nie ma "natrętnej publiczności" podeszła do regału i wyciągnęła rękę w stronę skrytki. Wyciągnęła pudełeczko i otworzyła kluczykiem.
- A co ty robisz? - wyszłam z ukrycia.
Kobieta odskoczyła oparzona i upuściła na ziemię coś szklanego, co rozbiło się i rozsypało po podłodze.
- Co ty tu robisz? - spytała ostro - śledzisz mnie?
- Pierwsza zadałam pytanie.
Mierzyłyśmy się wzrokiem.
Złodzieje, złodzieje wszędzie.
- Twój ojciec dał mi kluczyk i poprosił, abym wzięła trochę pieniędzy. Na zakupy.
- No to możesz mu powiedzieć, że ja idę na zakupy i twoja pomoc absolutnie nie jest mi potrzebna. Na zakupy w szlafroku?
Wiedziałam, że kłamała ale chciałam, żeby sama się wkopała.
Zagryzła wargę.
- Nie przypominam sobie, abyśmy przeszły na ty.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie jesteś moją matką i ją nie będziesz, gdy ojciec dowie się, że próbujesz go okraść.
Ruda wybuchnęła śmiechem.
- Jesteś strasznie naiwna. Twój ojciec jest tak we mnie wpatrzony i tak we mnie zakochany, że nawet nie dostrzeże intrygi, nawet jeśli ta uderzyłaby go w twarz. I w sumie nie dziwię się mu. Popatrz - okręciła się wokół własnej osi - piękna, zgrabna i inteligentna.
- A do tego bardzo skromna - burknęłam.
- To też - uśmiechnęła się - a teraz zejdź mi z drogi, bo i zrobię to, co chciałam zrobić.
Pokręciłam przecząco głową i tupnęłam rozgoryczona. Byłam na przegranej pozycji. To ona miała rację - to ona owładnęła ojca i pewnie mnóstwo facetów.
- To zrobię to na twoich oczach - powiedziała sama do siebie i zaczęła ponownie otwierać szkrzynkę, kiedy wściekła podbiegłam do niej i wyrwałam pudełko z rąk. Miałam już dość jej. Tego jej ironicznego uśmieszku, głosu i szopy na głowej, a przede wszystkim jej całej.
- Nie pozwolę ci na to - warknęłam - znajdę na ciebie dowody, to ci obiecuję. Jeśli chcesz zarobić pieniądze, to zapisz się do agencji towarzyskiej. Może trafisz na kolejnego frajera, który będzie miliarderem.
Prychnęła.
- Oj dziecko, musisz się tak wiele jeszcze nauczyć. Kochanie! - krzyknęła.
Ojciec przyszedł po kilku sekundach cały zaspany.
- Słucham skarbie? - objął ją ramieniem.
Zrobiło mi się niedobrze.
- Twoja córka nie chce mnie zaakceptować i do tego kradnie pieniądze zatrzymane przez twoją byłą żonę. Zwyzywała mnie i obrażała na różne sposoby - posłała mi kolejny uśmieszek.
Tata spojrzał na mnie morderczo.
- Masz coś do powiedzenia, Allyson?
Jego głos nigdy nie był jeszcze tak ostry. Nigdy.
- Tak - wycedziłam przez zęby - nie jestem złodziejką i jakaś ruda małpa nie zmieni mnie w nią.
- Odłóż proszę to pudełko i przestań obrażać swoją przyszłą matkę.
Otworzyłam szeroko oczy i usta ze zdziwienia.
- Przyszłą matkę?
- Tak. Oświadczyłem się jej i przyjęła zaręczyny.
- Nie zamierzam z wami mieszkać.
- Nie masz innego wyboru.
- Mam. Zamieszkam u Austina. Razem z Megan - dokończyłam dobitnie - stawiam ci ultimatum. Albo ona, albo my.
Nie wiedział, co powiedzieć. Patrzył to na mnie, to na Cynthię. Ona zamrugała oczami i uśmiechnęła się słodko.
- Wybieram miłość mojego życia - powiedział.
Zazgrzytałam zębami.
- Nienawidzę cię. Wybierasz ją, zamiast córek, które znasz całe życie?
- Nie dajesz mi wyboru, kochanie - złapał mnie za ramię - ale wciąż macie wybór.
Wyrwałam ramię z jego uścisku.
- Nie nazywaj mnie tak - pod oczami zebrały mi się łzy - nie jesteś już moim ojcem. Zamieszkam u Moonów i nie szukaj nas już. Jeszcze dziś się przeprowadzimy. A na ciebie - zwróciłam się do rudej - i tak znajdę dowód. I nie będziesz miała już tego uśmiechu. Nie będziesz miała nic. I pieniądze też zabieram, bo mama zebrała je dla nas. Testament mam w pokoju i nic już nie zmienisz.
Wybiegłam z korytarza i wpadłam przy okazji na Austina. Z płaczem rzuciłam mu się na szyję.
- Cii kochanie, już dobrze. Wszystko słyszałem - pogłaskał mnie po plecach uspokajająco - pakuj Megan i wychodzimy.
~*~
- Mam nadzieję, że nie będziemy sprawiać wam kłopotów - zwróciłam się do Cassidy, wkładaj ąc moje ubrania do szafy Austina.
- Ależ nie - uśmiechnęła się miło - wszyscy będą zadowoleni.
Austin uparł się, abyśmy mieli razem pokój. Cass i tak już o wszystkim wie. A Megan będzie spała w osobnym pokoju, obok Nelsona.
- Mam nadzieję - mruknęłam - nie wierzę, że wywinął nam taki numer. Zawsze traktowałam go jak ojca, a powinnam go już dawno znienawidzić. A on nas po prostu zostawił.
- Przecież mogłaś zostać.
- Nie mogłabym żyć z tą kobietą pod jednym dachem. Ona go już na pewno namawia, aby nas znalazł i wysłał do szkoły z internatem oddalonej o tysiące mil stąd. Jeśli będziemy wam sprawiać...
- Och, cicho już - mruknęła przyjaciółka, obejmując mnie mocno - nie będziecie nam sprawiać kłopotu.
- Kocham cię, Cass.
- Ja ciebie też, Ally.
*********************************
Powiem jedno - WYBACZCIE!
Nic nie wychodzi mi tak, jak chcę.
Następny pojawi się szybciej.
Nie dodam nic więcej, bo jestem padnięta :<
Dziękuję za ponad 20.000 wyświetleń! :)
wtorek, 4 marca 2014
Rozdział XXV
Dziewczyny zmyły się nad ranem. Nawet Sam postanowiła jak najszybciej wrócić do domu z powodu "nadopiekuńczości jej starszego brata". Tak się wytłumaczyła.
Tak czy siak, zasnęłam dopiero po piątej. Gdy ktoś zadudnił do mych drzwi dwie godziny później, to myślałam, że będę go torturować, zabijać, wskrzesać i tak w kółko. Będę sadystką!
Nie patrząc w lusterko, a wiedziałam, że wyglądam "zabójczo" (oczywiście negatywnie), potuptałam na dół i otworzyłam natrętowi drzwi.
- Czego?
- Siemka - 'zaświerkał' Austin, uśmiechając się - mi też miło cię widzieć.
Spróbowałam się uśmiechnąć, ale byłam na to zbyt zmęczona.
Przytuliłam go mocno.
- No przepraszam, po prostu dziewczyny, zamiast iść spać u mnie, to postanowiły mnie pomęczyć do piątej, a potem uciec do domu.
Odwzajemnił mój gest i pocałował mnie w czoło.
- Spokojnie - splątaliśmy nasze palce razem - chodź, ty sobie trochę odpoczniesz, a ja pójdę zrobić nam śniadanie.
- Nam? - oczy same mi się zamykały. Usiadłam na kanapie. Byłam wycieńczona.
- Cassidy zmarnowała całą kupę jedzenia na wczorajszy obiad z jakimś chłopakiem, który wpadł jej w oko i w domu nic nie ma. Nie zostawiła pieniędzy ani nic, a Nelsona zabrała ze sobą do pracy. Pewnie zjedli coś na mieście.
Pokiwałam głową i oparłam się o poduszkę. Czułam się, jakby ktoś mnie podeptał glanami, skopał, a potem jeszcze wrzucił kilkanaście razy do głębokiej studni. Słyszałam skwierczenie patelni z kuchni. Uspokojona obecnością ukochanego przymknęłam oczy, a nawet się nie obejrzałam, jak ponownie zasnęłam.
~*~
*Austin*
Wiedziałem, że Ally nie dotrwa do śniadania. Z uśmiechem na ustach wszedłem do salonu i ujrzałem słodko śpiącą brunetkę.
- Aww - wyrwało mi się i podszedłem do niej.
Podniosłem ją, była lekka jak piórko, i zaniosłem do jej sypialni. Położyłem delikatnie na łóżku i zszedłem do kuchni. Tam zjadłem szybko naleśniki i wróciłem do Dawson. Położyłem się koło niej, a ona mnie objęła. To jest talent!
Sam nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.
*Kilka godzin później*
Poczułem miłe łaskotanie na twarzy. Z uśmiechem otworzyłem oczy i zauważyłem Allyson, która bawiła się moimi włosami.
- Jesteś słodki, wiesz? - szepnęła i pocałowała mnie przelotnie w usta.
- Wiem, tak bardzo jak skromny - zaśmiałem się i pogłębiłem pocałunek.
Słodki oddech Ally doprowadzał mnie do obłędu. Gdy zabrakło nam tchu, dziewczyna się odsunęła i zachichotała. Przeturlała się na brzeg łóżka i spadła.
Wybuchnęliśmy śmiechem. Pomogłem jej wstać, a ona usadowiła się na moich kolanach.
- Tak dawno nie spędzaliśmy razem czasu - wyszeptała i się do mnie bardzo mocno przytuliła.
- Od kiedy ci się wzięło na takie czułości? - spytałem uśmiechnięty, odwzajemniając jej gest.
Wzruszyła ramionami.
- A tak jakoś. To źle?
- Oczywiście, że nie - gorąco zaprzeczyłem - to jest po prostu takie... słodkie i miłe i w ogóle. Wiesz, o co chodzi.
Zamilkliśmy oboje. W całym domu nie było słychać ani jednego szuru, żadnego hałasu. Niczego.
Wsłuchiwałem się w bicie serca ukochanej brunetki.
- Kocham cię - wyszeptała.
- A ja ciebie mocniej - pocałowałem ją namiętnie.
To wszystko dało początek niesamowitej i bardzo ciekawej nocy.
~*~
*Dru*
Wstałam dopiero około godziny piętnastej. Rodzice już spali, gdy wróciłam nad ranem, więc o niczym się nie dowiedzieli.
Wylegując się na łóżku poczułam, jak drży mój telefon. Spojrzałam na ekran - dostałam sms-a od Ryana. Uśmiech sam wykwitł na mojej twarzy. Włączyłam wiadomość.
Już za tobą tęsknię. To o której mam po ciebie zajechać?
Chłopak był bardzo słodki i kochany. Nawet jeszcze nie jesteśmy oficjalnie parą, a ja już czuję, jak serce mogłoby mi eksplodować, kiedy by odszedł.
Wystukałam na klawiaturze odpowiedź.
Przyjedź za dwie godziny. Też tęsknię.
Odłożyłam telefon na bok i oddałam się całkowicie przygotowaniami do randki. Gorąca kąpiel skoiła moje nerwy i pomogła trochę doprowadzić moje kotłuny do porządku.
Potem ubrałam się w fioletową sukienkę do połowy uda na ramiączkach, a na nogi ubrałam czarne szpilki. Włosy skręciłam lokówką i byłam całkowicie gotowa. Do torebki wsadziłam tylko telefon, błyszczyk i trochę pieniędzy. Zeszłam na dół. Do przyjazdu chłopaka zostało tylko pół godziny.
Ktoś zagwizdał.
- Nieźle - zacmokał mój o rok młodszy brat - dla kogo się tak wystroiłaś?
Wpatrywał się we mnie jak w zdjęcie gołej baby. Rzuciłam w niego poduszką, aby się 'obudził'.
- Nie śliń się tak - zaprotestowałam - znajdź sobie dziewczynę i wtedy się na nią gap.
- Wiesz, to by było ciężkie - usiadł koło mnie z cichym westchnięciem - chodzę z Sarah, ale ona nie chce się zbytnio angażować.
- Wiesz co, Chris? Powinieneś z nią zerwać. Znajdziesz sobie o wiele lepszą dziewczynę, która będzie ci oddana sercem i cię pokocha. Coś mi się wydaje, że Sarah nie darzy cię wielką miłością.
Wzdrygnęłam się na samą myśl o przebrzydłej dziewczynie brata.
Sarah była wredna i popularna, ale tak jak to ujął Chris, z nikim nie chce się angażować.
- A ta słodka blondynka z kawiarni, Jocelyn? - zaproponowałam bratu - albo ta szatynka, z którą chodzisz do klasy? Lucy?
Wzruszył ramionami.
- Sam nie wiem.
- To o tym pomyśl. Po co chodzić z kimś, kto cię nie kocha? Zasługujesz na prawdziwe szczęście.
Ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiłam się, gdyż nikt nie spodziewał się dziś gości, a Ryan miał przyjechać dopiero za 20 minut.
Ale to on stał za drzwiami.
A otworzył mu Chris.
- Siema, ty po kogo?
- Po Dru - mruknął Ry - jest w domu?
- Jest. Dru! - krzyknął, co było kompletnie nie potrzebne, bo stałam niedaleko - ktoś do ciebie. I słuchaj gościu - znów zwrócił się do mojego... przyjaciela - jeśli spróbujesz ją skrzywdzić, to wykastruję cię własnoręcznie siekierą i kawałkiem blaszki. Wiem gdzie mieszkasz. Znaczy nie wiem, ale się dowiem. I jeszcze...
- Starczy Chris - odciągnęłam brata - Ryan chyba rozumie.
Spojrzałam na przyjaciela, a on wyglądał na nieźle przestraszonego.
- Dzięki za troskę - mruknęłam - idziemy, Ryan - pociągnęłam chłopaka za ramię. Zasiadł za kierownicę swojego auta.
Między nami zapadła cisza.
- Wyglądasz pięknie - powiedział brunet po kilku minutach jazdy.
- Dziękuję. Gdzie jedziemy?
- To niespodzianka - uśmiechnął się - twój brat jest nieco... przerażający - zmarszczył czoło.
- Wiem - zachichotałam - ale to kochany człowiek.
~*~
Dojechaliśmy do jakiegoś lasku.
- Gdzie my jesteśmy? - uniosłam wysoko brwi - chyba nie chcesz mnie zgwałcić w środku lasu?
Zaśmiał się.
- Jasne, że nie. To miejsce ci się spodoba. Chodź - wyciągnął do mnie rękę, którą złapałam.
Szliśmy pareset metrów, rozmawiając o wszystkim i o niczym.
Gdy byliśmy już niedaleko, chłopak zawiązał mi oczy, a potem prowadził jak niewidomą.
- Już tylko parę kroków - wyszeptał.
Zgodnie z jego wskazówką poszłam tę 'parę kroków'.
- Już - oznajmił - możesz już zdjąć opaskę.
Zdjęłam szmatkę z moich oczu i ujrzałam cudowny widok.
Słowa uwiązły mi w gardle, a z oczu poleciały łzy szczęścia.
- Tu jest pięknie! - wykrzyknęłam, przytulając się do niego.
Odwzajemnił gest.
- Wiem. Dlatego tu przyjechaliśmy.
....
***********************************
Bez komentarza. To już jest po prostu straszne i nie da się tego czytać.
Zamknijcie mnie w psychiatryku.
Postanowiłam, że już kilka rozdziałów i skończę Happy Endem.
Będą inne blogi :)
Przepraszam m.in. Niepozorną Romantyczkę, ale już po prostu nie wiem, co pisać.
Będzie równo 30 rozdziałów + epilog.
Wybaczcie ♥
Tak czy siak, zasnęłam dopiero po piątej. Gdy ktoś zadudnił do mych drzwi dwie godziny później, to myślałam, że będę go torturować, zabijać, wskrzesać i tak w kółko. Będę sadystką!
Nie patrząc w lusterko, a wiedziałam, że wyglądam "zabójczo" (oczywiście negatywnie), potuptałam na dół i otworzyłam natrętowi drzwi.
- Czego?
- Siemka - 'zaświerkał' Austin, uśmiechając się - mi też miło cię widzieć.
Spróbowałam się uśmiechnąć, ale byłam na to zbyt zmęczona.
Przytuliłam go mocno.
- No przepraszam, po prostu dziewczyny, zamiast iść spać u mnie, to postanowiły mnie pomęczyć do piątej, a potem uciec do domu.
Odwzajemnił mój gest i pocałował mnie w czoło.
- Spokojnie - splątaliśmy nasze palce razem - chodź, ty sobie trochę odpoczniesz, a ja pójdę zrobić nam śniadanie.
- Nam? - oczy same mi się zamykały. Usiadłam na kanapie. Byłam wycieńczona.
- Cassidy zmarnowała całą kupę jedzenia na wczorajszy obiad z jakimś chłopakiem, który wpadł jej w oko i w domu nic nie ma. Nie zostawiła pieniędzy ani nic, a Nelsona zabrała ze sobą do pracy. Pewnie zjedli coś na mieście.
Pokiwałam głową i oparłam się o poduszkę. Czułam się, jakby ktoś mnie podeptał glanami, skopał, a potem jeszcze wrzucił kilkanaście razy do głębokiej studni. Słyszałam skwierczenie patelni z kuchni. Uspokojona obecnością ukochanego przymknęłam oczy, a nawet się nie obejrzałam, jak ponownie zasnęłam.
~*~
*Austin*
Wiedziałem, że Ally nie dotrwa do śniadania. Z uśmiechem na ustach wszedłem do salonu i ujrzałem słodko śpiącą brunetkę.
- Aww - wyrwało mi się i podszedłem do niej.
Podniosłem ją, była lekka jak piórko, i zaniosłem do jej sypialni. Położyłem delikatnie na łóżku i zszedłem do kuchni. Tam zjadłem szybko naleśniki i wróciłem do Dawson. Położyłem się koło niej, a ona mnie objęła. To jest talent!
Sam nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.
*Kilka godzin później*
Poczułem miłe łaskotanie na twarzy. Z uśmiechem otworzyłem oczy i zauważyłem Allyson, która bawiła się moimi włosami.
- Jesteś słodki, wiesz? - szepnęła i pocałowała mnie przelotnie w usta.
- Wiem, tak bardzo jak skromny - zaśmiałem się i pogłębiłem pocałunek.
Słodki oddech Ally doprowadzał mnie do obłędu. Gdy zabrakło nam tchu, dziewczyna się odsunęła i zachichotała. Przeturlała się na brzeg łóżka i spadła.
Wybuchnęliśmy śmiechem. Pomogłem jej wstać, a ona usadowiła się na moich kolanach.
- Tak dawno nie spędzaliśmy razem czasu - wyszeptała i się do mnie bardzo mocno przytuliła.
- Od kiedy ci się wzięło na takie czułości? - spytałem uśmiechnięty, odwzajemniając jej gest.
Wzruszyła ramionami.
- A tak jakoś. To źle?
- Oczywiście, że nie - gorąco zaprzeczyłem - to jest po prostu takie... słodkie i miłe i w ogóle. Wiesz, o co chodzi.
Zamilkliśmy oboje. W całym domu nie było słychać ani jednego szuru, żadnego hałasu. Niczego.
Wsłuchiwałem się w bicie serca ukochanej brunetki.
- Kocham cię - wyszeptała.
- A ja ciebie mocniej - pocałowałem ją namiętnie.
To wszystko dało początek niesamowitej i bardzo ciekawej nocy.
~*~
*Dru*
Wstałam dopiero około godziny piętnastej. Rodzice już spali, gdy wróciłam nad ranem, więc o niczym się nie dowiedzieli.
Wylegując się na łóżku poczułam, jak drży mój telefon. Spojrzałam na ekran - dostałam sms-a od Ryana. Uśmiech sam wykwitł na mojej twarzy. Włączyłam wiadomość.
Już za tobą tęsknię. To o której mam po ciebie zajechać?
Chłopak był bardzo słodki i kochany. Nawet jeszcze nie jesteśmy oficjalnie parą, a ja już czuję, jak serce mogłoby mi eksplodować, kiedy by odszedł.
Wystukałam na klawiaturze odpowiedź.
Przyjedź za dwie godziny. Też tęsknię.
Odłożyłam telefon na bok i oddałam się całkowicie przygotowaniami do randki. Gorąca kąpiel skoiła moje nerwy i pomogła trochę doprowadzić moje kotłuny do porządku.
Potem ubrałam się w fioletową sukienkę do połowy uda na ramiączkach, a na nogi ubrałam czarne szpilki. Włosy skręciłam lokówką i byłam całkowicie gotowa. Do torebki wsadziłam tylko telefon, błyszczyk i trochę pieniędzy. Zeszłam na dół. Do przyjazdu chłopaka zostało tylko pół godziny.
Ktoś zagwizdał.
- Nieźle - zacmokał mój o rok młodszy brat - dla kogo się tak wystroiłaś?
Wpatrywał się we mnie jak w zdjęcie gołej baby. Rzuciłam w niego poduszką, aby się 'obudził'.
- Nie śliń się tak - zaprotestowałam - znajdź sobie dziewczynę i wtedy się na nią gap.
- Wiesz, to by było ciężkie - usiadł koło mnie z cichym westchnięciem - chodzę z Sarah, ale ona nie chce się zbytnio angażować.
- Wiesz co, Chris? Powinieneś z nią zerwać. Znajdziesz sobie o wiele lepszą dziewczynę, która będzie ci oddana sercem i cię pokocha. Coś mi się wydaje, że Sarah nie darzy cię wielką miłością.
Wzdrygnęłam się na samą myśl o przebrzydłej dziewczynie brata.
Sarah była wredna i popularna, ale tak jak to ujął Chris, z nikim nie chce się angażować.
- A ta słodka blondynka z kawiarni, Jocelyn? - zaproponowałam bratu - albo ta szatynka, z którą chodzisz do klasy? Lucy?
Wzruszył ramionami.
- Sam nie wiem.
- To o tym pomyśl. Po co chodzić z kimś, kto cię nie kocha? Zasługujesz na prawdziwe szczęście.
Ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiłam się, gdyż nikt nie spodziewał się dziś gości, a Ryan miał przyjechać dopiero za 20 minut.
Ale to on stał za drzwiami.
A otworzył mu Chris.
- Siema, ty po kogo?
- Po Dru - mruknął Ry - jest w domu?
- Jest. Dru! - krzyknął, co było kompletnie nie potrzebne, bo stałam niedaleko - ktoś do ciebie. I słuchaj gościu - znów zwrócił się do mojego... przyjaciela - jeśli spróbujesz ją skrzywdzić, to wykastruję cię własnoręcznie siekierą i kawałkiem blaszki. Wiem gdzie mieszkasz. Znaczy nie wiem, ale się dowiem. I jeszcze...
- Starczy Chris - odciągnęłam brata - Ryan chyba rozumie.
Spojrzałam na przyjaciela, a on wyglądał na nieźle przestraszonego.
- Dzięki za troskę - mruknęłam - idziemy, Ryan - pociągnęłam chłopaka za ramię. Zasiadł za kierownicę swojego auta.
Między nami zapadła cisza.
- Wyglądasz pięknie - powiedział brunet po kilku minutach jazdy.
- Dziękuję. Gdzie jedziemy?
- To niespodzianka - uśmiechnął się - twój brat jest nieco... przerażający - zmarszczył czoło.
- Wiem - zachichotałam - ale to kochany człowiek.
~*~
Dojechaliśmy do jakiegoś lasku.
- Gdzie my jesteśmy? - uniosłam wysoko brwi - chyba nie chcesz mnie zgwałcić w środku lasu?
Zaśmiał się.
- Jasne, że nie. To miejsce ci się spodoba. Chodź - wyciągnął do mnie rękę, którą złapałam.
Szliśmy pareset metrów, rozmawiając o wszystkim i o niczym.
Gdy byliśmy już niedaleko, chłopak zawiązał mi oczy, a potem prowadził jak niewidomą.
- Już tylko parę kroków - wyszeptał.
Zgodnie z jego wskazówką poszłam tę 'parę kroków'.
- Już - oznajmił - możesz już zdjąć opaskę.
Zdjęłam szmatkę z moich oczu i ujrzałam cudowny widok.
Słowa uwiązły mi w gardle, a z oczu poleciały łzy szczęścia.
- Tu jest pięknie! - wykrzyknęłam, przytulając się do niego.
Odwzajemnił gest.
- Wiem. Dlatego tu przyjechaliśmy.
....
***********************************
Bez komentarza. To już jest po prostu straszne i nie da się tego czytać.
Zamknijcie mnie w psychiatryku.
Postanowiłam, że już kilka rozdziałów i skończę Happy Endem.
Będą inne blogi :)
Przepraszam m.in. Niepozorną Romantyczkę, ale już po prostu nie wiem, co pisać.
Będzie równo 30 rozdziałów + epilog.
Wybaczcie ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)